Newsy
Strona główna / MLS / Aktualności / #2 Pamiętniki z Miasta Aniołów

#2 Pamiętniki z Miasta Aniołów

 Hollywoodzo-kanadyjskie kino w LA

Galaxy wygrali ostatni mecz z Montrealem, co skutkuje tym, że dziś nie będę się nad nimi pastwił i wytykał błędów, mimo że było ich trochę – w sumie to zawsze jakieś są. No ogół specyfika tego sportu opiera się na błędach. Gracze z Montrealu popełnili ich więcej, stąd wygrana gospodarzy. Nikogo nie zaskoczę, pisząc kontrowersyjne zdanie, że Los Angeles Galaxy i tak mi nie zaimponowali. Jednak tak właśnie napiszę – nie zaimponowali mi. Pierwsza bramka – kiedyś na podwórku mówiliśmy na taki strzał „szmata” – przepraszam za stylistykę, niektórych może razić moja nadmierna bezpośredniość, jednak nie potrafię inaczej nazywać tego typu trafień.

Niemniej pochwalę „Romka” Alessandriniego – chłopak na każdym kroku pokazuje, że znam się na piłce. Nie będę cytował swojego tekstu, ale napisałem nie tak dawno zresztą, że akurat o niego jestem spokojny i będzie szarpał. Szarpie niczym Jaguar F-Type, który wyjechał na autostradę prosto z salonu. Gorzej jest z Dos Santosem – to on ma tu być liderem. O ile w zeszłym roku był w klubie Robbie Keane, Stevie G czy Landon Donovan (ostatniego pana wymieniam bardziej z szacunku za zasługi – nie wracaj ponownie na boisko Don – błagam), którzy mogli się poczuwać do liderowania zespołowi (i w szatni, i na murawie), to teraz nikt już meksykańskiemu gwiazdorowi nie przeszkadza. Czerwone salony czekają, ale do tego potrzebna jest dobra gra panie Giovani. A na ten moment wygląda to tak: Romek > Gio.

Nie będę was zanudzał analizą i interpretacją tego meczu. Poniżej zamieszczam skrót, który nieźle oddaje to, co się działo na boisku.

Oczywiście wszyscy obejrzeli skrót i mogę się odnieść do jedynej kontrowersyjnej sytuacji. Komicznej, dramatycznej – nie wiem jak to nazwać. Nie popieram oczywiście aktorstwa na trawie, ale jeszcze bardziej nie popieram „bólu dupy”. Nie oszukujmy się, takie sytuacje się zdarzają w futbolu (czy jak kto woli soccerze) od zawsze – odkąd pojawiły się transmisje spotkań, możemy obserwować, jak piłkarze przy każdej możliwej sytuacji próbują oszukiwać – aj, niegrzeczni piłkarze. Tak już po prostu jest. Nigdy nie grałem w piłkę zawodowo i podejrzewam, że większość z was to też tzw. eksperci teoretycy. Do czego zmierzam. Donadel atakuje piłkę, przy okazji powala łokciem rywala – Jermeine’a Jonesa – trafiając go w twarz.

„Przyszedł do LA, żeby mieć blisko do Hollywood. Rano piłka, wieczorem aktorstwo. Jest dobry, ma szanse na Oscara”

Przyznajcie się – też czekacie na takie smaczki. Ja jednak skwituje to tak: Donadelku kochany, atakując łokciem w głowę (w tym konkretnym wypadku – przednią część głowy) przeciwnika musisz spodziewać się żółtej kartki – to akurat jasne. Masz koło siebie jednak starego wyjadacza, który chytrze wykorzysta twoje ustawienie i ewidentny ruch ręką w stronę twarzy. A sama reakcja Jonesa – no cóż – znam się odrobinę na kinie i w mojej opinii pomocnik Galaxy zalicza się do kategorii „początkujący-ambitny”. Drodzy scenarzyści, producenci, reżyserowie ja bym na waszym miejscu rozważył kandydaturę i dał drobną rolę. A nuż się sprawdzi.

Co z tym Ibrą?

To tyle, jeżeli chodzi o mecz. Pora na newsy. W ubiegłym tygodniu jeden utkwił mi w pamięci. Wszyscy oczywiście już o nim słyszeli, a ja napiszę o nim jako ostatni. Mowa o potencjalnym transferze Ibry. Można kochać, można nienawidzić, ale trzeba doceniać talent piłkarski. Nie napiszę geniusz, bo to nadużycie, ale kluczowy zawodnik każdego klubu, w którym gra to idealne określenie. Telewizja Fox wrzuciła info, że to transfer potwierdzony. Byłem w szoku – takim pozytywnym. Myślę sobie, czy to żarty na Prima Aprillis. Chyba aż tak nie odpłynąłem z datą w kalendarzu. To był 4 czy 5 kwietnia, więc tę hipotezę należało wykluczyć. Innej nie miałem.

Ogólnie stwierdzenie „potwierdzona informacja” jest dość jednoznaczne. Sam Zlatan nie potwierdził plotek, czy też „potwierdzonej informacji”. Odpowiadał na różne głupie, mniej głupie pytania dziennikarzy, ale wątek MLS się więcej nie przewinął.

W międzyczasie wygłosił tezę, że jest jak Benjamin Button – dla tych, którzy nie oglądali – bohater filmowy, który rodzi się jako starzec, a umiera jako noworodek. Czemu piszę o tym filmie (w teorii nieistotna informacja; jeden z wielu interesujących „strzałów” Zlatana) – dla mnie to zdecydowany sygnał od Szweda dla bardziej inteligentnych fanów. Ciekawy przypadek Benjamina Buttona to produkcja dwóch wytwórni – gigantów z Hollywood: Warner Bros. i Paramount Pictures. Nie muszę tłumaczyć związku Hollywood z LA Galaxy, bo chyba już kiedyś o tym pisałem.

Zlatan przydasz się w ataku – McBean nie jest dobrym piłkarzem. I tym optymistycznym akcentem wywołałem do tablicy McBeana, czyli zeszłorocznego króla strzelców LA Galaxy II!

W pierwszej drużynie działo się tak niewiele, że w telegraficznym skrócie naskrobie coś o meczu rezerw. Trochę mniej święcące gwiazdy z Kalifornii przegrały bowiem, z tak bardzo przeze mnie krytykowanym Phoenix Rising. Może nie czyniłem tego publicznie, ale uwierzcie na słowo – w dwóch pierwszych meczach gra Arizończyków była niemożliwa do oglądania. Nudy na pudy. Dobranocka. Wielki zawód. Zawód na tyle wielki, że się obraziłem i nie oglądałem. Wygrali. I to akurat z Galaxy II – mówi się trudno. Ubolewam, że Shaun znów nie strzelił bramki, jednak cieszę się, że miał duży wpływ na zwycięstwo zespołu. A i do tego oddał jeden kosmiczny strzał, który omal nie uszkodził słupka bramki Jona Kempina. Gdyby to wpadło – konkurs na najładniejszego gola sezonu w USL mielibyśmy już z głowy. Odnosząc się do LA. Zagrali źle, ale nie tragicznie. Mieli szanse na to, by choć zremisować mecz z gospodarzami. Zabrakło jednego – umiejętności.

LAFC

Ostatnim dzisiejszym tematem jest LAFC. Stwierdziłem, że skoro tytuł w żaden sposób mnie nie ogranicza – mogę sobie pisać o wszystkim, co dzieje się w LA. Gdybym chciał, napisałbym o wyborach miss Kalifornii albo meczu ulicznej koszykówki na betonowych boiskach w pobliżu Long Beach. Zostanę jednak przy piłce nożnej i ET. Wszyscy chcą wiedzieć, co się dzieje z klubem, który gromadzi wokół siebie takie sławy – na razie tylko w zarządzie. Oby nie tylko. Czy ten klub dołączy do MLS, czy też nie? Najpierw mówiono, że 2018. Była opcja 2017, później znów 2018.

Jeszcze lepsza sytuacja w Miami. Tam to dopiero „Meksyk”. Wiemy, że wszystko zaplanowane jest na rok 2018 – ostatecznie. 22-tysięczny stadion. Kibice. Pierwsi piłkarze – na ten moment klub posiada jednego zawodnika Carlosa Alvareza (były gracz między innymi Chivas czy Colorado) wypożyczonego do Orange County SC. Jednak był taki moment, że słuch o tym klubie zaginął. Totalnie nic się nie działo. Zero odzewu w mediach. Na oficjalnej stronie też bez znaczących kroków w przód. Później przyszedł czas na projekt stadionu. Cudowny, nie ukrywajmy. A teraz znów cicho? Poczytałem sobie trochę i postanowiłem bezczelnie podzielić się informacjami zerżniętymi z oficjalnej strony.

Nieładnie redaktorze…

Zacznijmy od koncepcji i wypowiedzi dyrektora generalnego – Johna Thorringtona. Wynika z niej, że pomysł na zespół ewidentnie jest i nie ma czym się przejmować. Kreatywność, dynamiczność, ambicja – brzmi to, jak slogan wyborczy jakiegoś podrzędnego polityka ubiegającego się o stanowisko burmistrza Los Angeles, ale w takim właśnie kierunku ma podążać Expansion Team w założeniach pana dyrektora. Przyznacie mało to konkretne, ale nie hejtujmy, bo to nieładnie.

Dalsze rozważania na temat niepowstałej jeszcze drużyny. A więc drużyna ma być usposobieniem LA. Znów moim drodzy porażające konkrety – zróżnicowanie, młodość, żywiołowość, wyrazistość.

Aż muszę to skomentować. Mam nadzieję, że nikt nie wpadł tam na pomysł skopiowania Atlanty United. Z wypowiedzi widzę uderzające podobieństwo – niestety. Osobiście liczę na gwiazdy – Los Angeles to magnez na gwiazdy światowego formatu. Grzechem będzie z tego faktu nie skorzystać. Pewnie części kibiców się narażę, że jestem za ściąganiem do ligi emerytów itd. Bla, bla, bla.

Jednak tu również zauważam ciąg przyczynowo skutkowy. Miasto przyciąga gwiazdy. Gwiazdy przyciągają kibiców. Cholera to ma sens. Nie będę się wtrącał do filozofii, bo nawet ja nie mam takich możliwości, by wpłynąć bezpośrednio na decyzje zarządu. Powiem więcej, staram się ją zrozumieć, jak tylko mogę, jednak opis tych wszystkich cech, na jakich ma się opierać klub – odzwierciedlenie LA – jest cholernie niepokojący. Już nawet pal licho, że zapowiada się na kopię Atlanty. Gorsze jest to, że moja wiedza o Mieście Aniołów to jakieś średniowiecze. Mnie Los Angeles kojarzy się z motto: sex, drugs and rock&roll, a nie z młodością, zróżnicowaniem i wyrazistością.

Jest jednak jeden haczyk. Jedne otwarte drzwiczki do mojej koncepcji. Padły dwa kluczowe słowa: Showtime Lakers. Zapewne każdy, kto interesuje się koszykówką, usłyszał to hasło setki razy. Ja opowiem najszybciej, jak potrafię. Jerry Buss niestety już nie żyjący wpadł na genialny pomysł, żeby zdominować koszykówkę lat 80. I mu się udało. Basket oparty na kontratakach, lay-upach, ofensywnych zbiórkach i efektownych wsadach. Takiej gry w dzisiejszych czasach ze świecą szukać – zamiast efektownych dunków, obserwujemy masę rzutów trzypunktowych i nadmiernego stawania gwiazd na linii rzutów osobistych, ale to temat rzeka – nie chce zanudzać tych czytelników, którzy koszykówkę mają w poważaniu. Magic Johnson (współudziałowiec), Kareem Abdul-Jabbar, Jamaal Wilkes, James Worthy, Byron Scott, Norm Nixon – to gwiazdy, które w okresie 1980-1990 przewinęły przez zespół. Później nazywano tak również duet ShaQ-Kobe wzbogacony uznanymi gwiazdami – weteranami. Czy zatem możemy się spodziewać wielkich gwiazd. Oby.

Nie chciałbym wyjawić wszystkich sekretów, które wyczytałem, dlatego też kończę na dziś. Nie jestem zbyt dobry w pożegnaniach. Jeżeli ktoś z was tu dotarł – to ponownie pozdrawiam i życzę miłych świąt Wielkanocy.

 

P.S. Mam jeszcze kilka ciekawostek, ale muszę je zachować na czarną godzinę, bo istnieje szansa, że Galaxy zaczną grać na tyle dobrze, że będę musiał zacząć pisać tylko o LAFC.

Autor: Wiktor Sobociński

https://www.amerykanskapilka.pl/wp-content/uploads/2015/05/logoameryka.jpg
Zastępca Redaktora Naczelnego | Pochodzi z Bydgoszczy i mimo młodego wieku o sporcie w USA wie bardzo dużo. Sportem interesuje się od dziecka i żadnej dyscyplinie nie zamyka drzwi – ot, to fan sportu jak się zowie. Z MLS związany formalnie od 2014 roku, jednak historii tej znajomości należy się doszukiwać kilka ładnych lat wcześniej. Z chęcią przygląda się grze Chicago Fire i LA Galaxy. Do jego pasji można również zaliczyć stare filmy oraz oldschoolową muzykę (lata 50.-80.).

Zobacz również

Adam Buksa – analiza ligowych goli w sezonie 2022

Cztery bramki (najwięcej w zespole) w tym sezonie MLS zdobył nasz reprezentant Adam Buksa grający ...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Discover more from Amerykańska Piłka

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading