Inter Miami zawsze wzbudza ogromne zaangażowanie postronnych widzów, mediów czy osobowości ze świata show-biznesu, generując czasami aż niezdrowe zainteresowanie prowadzące często do błędnych decyzji strategicznych w prowadzeniu drużyny. Jak wygląda sytuacja w tym sezonie?
Pomimo bardzo wysokich oczekiwań stawianych przed ekipą Phila Neville’a, przykład pierwszej tercji sezonu pokazał, że do realizacji chociażby podstawowych celów, przed Interem wciąż jeszcze daleka droga. Zespół szuka swojego własnego pomysłu na grę, która do tej pory jest często zbyt statyczna i niedokładna. Kiedy po serii czterech porażek Inter zajmował ostatnie miejsce w tabeli z jednopunktowym dorobkiem, liczący przed sezonem na co najmniej TOP7 kibice, oddychali z ulgą na myśl, że z MLS nie można spaść. Wtedy jednak – dziwnym zbiegiem okoliczności – równolegle do kontuzji Gonzalo Higuaina, swój talent ujawnił Leonardo Campana, prowadząc drużynę do trzech kolejnych zwycięstw i to przeciwko nie byle jakim rywalom.
Wyniki 3:2 z New England Revolution (hat-trick), 1:0 z Seattle Sounders (asysta) i 2:1 z Atlantą United (gol i asysta) ponownie rozbudziły na Florydzie apetyty na awans do play-offów, ostudzone jednak szybko porażką z 0:2 z Revs, okupioną dwoma czerwonymi kartkami i urazami Campany i Mabiki. Wykluczenia za kartki to niestety chleb powszedni każdego kibica Interu, który to zespół gra nie tyle brutalnie, co nieostrożnie i często w niezdyscyplinowany sposób. Biorąc pod uwagę mecze ligowe i pucharowe – łącznie 13 spotkań – zawodnicy Interu skumulowali na swoim koncie aż 43 żółte i 5 czerwonych kartek, co jest wynikiem naprawdę imponującym.
Zgodnie ze znanym powiedzeniem charyzmatycznego szkockiego trenera Billa Shankly’ego, drużyna jest na tyle dobra, jak dobry był jej ostatni mecz. Dla szerszego oglądu na tegoroczny poziom Interu, warto jednak przedstawić krótkie sprawozdanie z choćby dwóch ostatnich rozegranych spotkań: porażki 0:1 z Charlotte FC i remisu 2:2 z D.C. United.
Spotkanie z Charlotte FC Inter przegrał w zasadzie na własne życzenie, po niewykorzystaniu kilku nad wyraz dogodnych szans na wyjście na prowadzenie. Obraz pozostawiony przez Czaple nie był jednak jednoznacznie zły. W pierwszych dwóch kwadransach Inter, zepchnięty pod własne pole karne, skupiał się przede wszystkim na defensywie, skutecznie nie dopuszczając Świderskiego i Jóźwiaka z kolegami do stworzenia realnego zagrożenia dla bramki strzeżonej przez Drake’a Callendera, który zastępuje obecnie kontuzjowanego Marsmana. Ostatnie 15 minut pierwszej połowy przebiegało jednak pod dyktando zespołu z Miami i nie inaczej wyglądał początek drugiej części gry. W tym czasie Inter robił to, czego oczekują od niego kibice – kontrolował grę w środku pola, otwierając jednocześnie możliwości szybkiego przerzucenia piłki na skrzydła i potrafił kilkoma podaniami z pierwszej piłki spenetrować pole karne przeciwnika, gdzie jednak ścianą nie do przejścia okazał się być chorwacki bramkarz Kristijan Kahlina. Jedyną bramkę w tym spotkaniu zdobył w 68′ minucie Andre Shinyashiki, który 12 minut wcześniej zastąpił na lewym skrzydle Charlotte Kamila Joźwiaka. Długa, celna piłka posłana do Brazylijczyka o japońsko-włoskim pochodzeniu, zaskoczyła Gibbsa, który nie był wystarczająco blisko przeciwnika, by przeszkodzić mu w odpowiednim dołożeniu nogi. Inter nie potrafił już później skutecznie odpowiedzieć na straconego gola.
Także mecz z D.C. United to utracona szansa na nadgonienie różnicy punktowej dzielącej Inter od miejsca dającego awans do play-offów. Po całkiem niezłych pierwszych 45 minutach, Miami prowadziło 2:0, jednak na przerwę zawodnicy schodzili z boiska przy wyniku 2:1. Wynik spotkania otworzył w 31 minucie (kto inny?) Leo Campana, wykorzystując płaską piłkę wbitą w pole karne przez Lassitera. Prowadzenie Interu podwoił Damion Lowe, dla którego było to premierowe trafienie w rozgrywkach MLS, a zarazem – o ile nie myli mnie pamięć – pierwsze trafienie Interu po wrzutce z rzutu rożnego w tym sezonie, co może nieco dziwić, biorąc pod uwagę to jakimi dysponuje wielkoludami: Mabika – 198 cm, Sailor – 194 cm, McVey – 192 cm, Lowe – 191 cm. Bramkę kontaktową, niemal natychmiast po stracie gola, zdobył grający w DCU pierwsze skrzypce Taxiarchis Fountas, pozostawiony bez krycia w naszym polu karnym. Obrona zawiodła ponownie w 74. minucie, kiedy akcję zapoczątkowaną siatką założoną McVeyowi przez Fountasa wykończył Ola Kamara, nieupilnowany przez Lowe’a i asekurującego go Yedlina.
Równolegle z rozgrywkami o Puchar MLS, Inter rywalizuje też o U.S. Open Cup, gdzie bez większych kłopotów przebrnął przez fazę 1/32 i 1/16 finału. Do zwycięstw przyczyniły się w dużej mierze korzystne losowania, bowiem Interowi udało się do tej pory uniknąć swoich ligowych rywali. Najpierw w ramach Miami Clasico, Inter wygrał 1:0 z grającym na codzień w USL Championship (II klasa rozgrywkowa) Miami FC, a następnie pokonał drużynę z USL League One (III klasa rozgrywkowa) South Georgia Tormenta FC, strzelając trzy bramki i tracąc jedną. Phil Neville traktuje US Open Cup bardzo poważnie, jednak – uwzględniając wyraźnie niższą jakość piłkarską przeciwników – do tej pory otwierał on możliwość wprowadzenia rotacji do składu.
Wydaje się, że Inter zaczyna dojrzewać jako drużyna, powoli wypracowując swoją koncepcję gry. Żeby liczyć na coś więcej niż sezon przejściowy do zapomnienia, potrzeba jednak zdecydowanie więcej koncentracji i dyscypliny. Można się z tym nie zgodzić, ale moim zdaniem, Interowi niezbędnie potrzebna jest także prawdziwa, świecąca jasnym blaskiem gwiazda. Obecnie drużyna, z którą łączeni są tak często Cristiano Ronaldo, Messi czy Neymar, w praktyce nie ma ani jednego gracza Designated Player.
W tym miejscu zapraszam na kącik taktyczny, okraszony analizą wideo, przeprowadzoną przez trenera Macieja Kulikowskiego.
Gra w ofensywie Interu opiera się na dwóch podstawowych schematach, w zależności od możliwości w zakresie szybkości konstruowania ataku. Podczas swobodnego budowania akcji, drużyna skupia się na tym, aby ze środka boiska przenieść piłkę bliżej linii bocznej, najczęściej na prawą stronę, gdzie pomocnicy starają się dograć piłkę do szukającego wolnego pola Yedlina, który z kolei dogrywa piłkę w szesnastkę. Podczas kontr – klasycznie, Inter wychodzi najczęściej trójką zawodników ofensywnych. Piłkę prowadzi środkowy i stara się dograć do kolegów w ten sposób, aby mieli otwartą pozycję do strzału na dalszy słupek, z alternatywą w postaci możliwości wyłożenia piłki wzdłuż bramki. Obie formuły ataku skutecznie wykorzystał Inter chociażby w wygranym 2:1 meczu z Atlantą United, pierwszego gola zdobywając po dorzuceniu piłki z bocznego sektora boiska, a drugiego po kontrze. W podobny sposób drużyna z Miami zdobyła także pierwszą i drugą bramkę w spotkaniu z New England Revolution. Powodzenie taktyki zaproponowanej przez Neville’a zależy w głównej mierze od szybkich i dynamicznych skrzydłowych (Lassiter, Robinson, Emerson Rodriguez, a teraz także ponownie wypożyczony z Aston Villa Indiana Vassilev) oraz skutecznego target mana (w tej roli rzecz jasna Leonardo Campana).
Przed rozpoczęciem rozgrywek prognozowałem, że Inter uplasuje się w okolicach połowy tabeli Konferencji Wschodniej, uzyskując awans do playoffów i taką prognozę podtrzymuję, choć osąd o awansie wygłaszam już z nieco większą ostrożnością. Znajdujemy się w okolicach 1/3 sezonu, a tabela jest nadzwyczaj płaska, na tym etapie trudno jest jednoznacznie wskazać faworytów i chłopców do bicia. Jeśli jakość gry Różowo-Czarnych utrzyma się na fali wznoszącej, wyniki będą musiały w końcu to odzwierciedlać.