Newsy
Strona główna / MLS / Aktualności / Weekend z MLS: Podsumowanie meczu Seattle Sounders – Los Angeles Galaxy

Weekend z MLS: Podsumowanie meczu Seattle Sounders – Los Angeles Galaxy

Wczorajszy mecz Seattle Sounders – Los Angeles Galaxy miał być dla mnie przyjemnym spędzeniem wieczoru. Plany były. Steven Gerrard, Robbie Keane, Clint Dempsey i wiele innych naprawdę ciekawych nazwisk. Oczami bezstronnego kibica to był naprawdę solidny mecz i dobra wizytówka MLS, jednak gdy ktoś jest związany emocjonalnie z jedną bądź drugą stroną, mógł czuć się zawiedziony. Los Angeles Galaxy zawiodło. Po raz kolejny. Wygrali, jednak taki styl może cieszyć zespół pokroju Chemika Bydgoszcz w starciu z Górnikiem Zabrze, a nie najbardziej utytułowany klub MLS, naszpikowany gwiazdami, i to w starciu wyjątkowo słabym w tym roku Seattle. Tyle piachu, ile zaserwowali nam piłkarze Bruce’a Areny, nie znajdą państwo na plażach Kalifornii i Florydy razem wziętych. Ręczę słowem. Jednak jak do tego doszło?

Pierwsza połowa – jedni bili głową w mur, drudzy atakowali

Początek meczu standardowo z kilkunastominutowym opóźnieniem (około 20 minut przyp.red) zaczął się dla gości dość obiecująco. Szybko, bo już około 30 sekundy The Gals, mieli świetną okazję do zdobycia bramki. Po wybiciu Van Damme’a, piłka dotarła do będącego na świetnej pozycji Robbiego Keane’a. Zabrakło decyzji, a przede wszystkim szybkości, przez co Stefan Frei z dziecinną wręcz łatwością wybił piłkę. W kolejnych minutach piłkarze z hrabstwa King utrzymywali się przy piłce, ale kompletnie nic z tego nie wynikało. Zero ładu, pomysłów również brak. W zasadzie żadnych znaczących postępów od początku sezonu. Wszystkie ataki (choć naprawdę to duże naciągnięcie) były blokowane już na 30, 35 metrze od bramki Rowe’a i obserwowaliśmy tylko bicie głową w mur. Z kolei Galaxy piłki przy nodze nie mieli prawie wcale, z tego powodu mobilizacja w środku pola była dość duża. Właściwie formacja 4-2-3-1 serwowana przez trenera Arene przekreślała możliwość posiadania piłki, więc zgodnie z przedmeczowymi proroctwami, motto na ten mecz to: przechwycić piłkę w środku pola, zagrać daleką piłkę do wychodzącego Zardesa, Keane’a bądź Dos Santosa, a co dalej to zobaczymy. I tak w 15 minucie Zardes dostał piłkę na skrzydło, na kilku metrach wyprzedził Tyrona Mearsa i dograł wewnętrzną częścią stopy do Keane’a. To musiał być gol. I był. Co zrobiłby teraz każdy? Zapewne poszedłby za ciosem. I rzeczywiście, do końca pierwszej połowy Galaxy grało w tym względzie dobrze. Długa, bądź krótka piłka, która całkowicie przerzedzi szyki obronne, przez co napastnicy, bądź skrzydłowi dochodzą do sytuacji strzeleckiej.

W kółko ten sam schemat. Żadna filozofia. Żaden geniusz taktyczny, ale liczą się efekty. Dajmy na to akcję z 40 minuty. Przechwyt Gio dos Santosa, cudowna piłka przeszywająca dwóch obrońców, Robbie Keane’a sam na sam z Frei’em. I co? Znów brakuje decyzji. Ok. Nikt nie wymaga od Keane’a szybkości Usaina Bolta, ani zwrotności Douglasa Costy, ale skuteczności już tak…

Druga połowa – obrona Częstochowy i olimpijska forma Jordana Morrisa

Po pierwszej połowie wnioski są bardzo proste i przejrzyste. Seattle się utrzymuje i kompletnie nic z tego nie wynika. LA gra z kontry i przy normalnej skuteczności, wygrywa 2:0, może 3:0. Tak się jednak nie dzieje. Wchodzimy w drugą połowę z wynikiem 1:0 dla gości.

Druga połowa to już patologia pełną parą. Piszę to jako fan LA. Krytyczny i przez to obiektywny. Seattle zagrało solidnie, ale szanujmy się to nie ten sam zespół, który w ataku z Obatafemim Martinsem był postrachem całej ligi. Teraz są ostatnią drużyną w konferencji z marnym bilansem u siebie (przed meczem 4 zwycięstwa, 4 porażki). Pretendent do mistrzostwa musi tu wygrywać. Dodajmy przekonująco wygrywać. A tymczasem Galaxy chowa się na podwójną gardą, prosząc się o nokaut. Naprawdę? Mając taki potencjał ofensywny? Nie wiem jakim trzeba być fachurą, aby rozrysować taką taktykę na drugą połowę, podczas gdy ta z pierwszej była skuteczna. Zastosowanie ultra defensywy zabiera możliwości w ofensywie. Ciąg przyczynowo-skutkowy. Po takim meczu ktoś, kto wymyślił grę taktyczną LA z drugiej połowy powinien podać się do dymisji. A więc nieudolna gra w defensywie i ofensywie i przyzwoita gra dla Seattle, przynosi sporo sytuacji dla tych drugich. Między innymi tą z 51 minuty, gdzie Jordan Morris przechodzi jak czołg, wytrąca z równowagi Rowe’a i ma puściutką tarczę, z jednym małym punktem na środku. Brawo panie Morris, w strzelectwie klasycznym byłby pan mistrzem 🙂 Setka, dwusetka, jak zwał tak zwał. Jedno jest pewne napastnik pokroju Asamoaha Gyana, miałby w tym meczu z 5 bramek. Akcji było tyle, że wynik 1:0 jest co najmniej wstydliwy. Po akcji napastnika Sounders, przyszły kolejne, które mogły, a nawet powinny zakończyć się bramką, ale zarówno Rowe i Jelle Van Damme, naprawdę dawali radę. Co do słabych punktów Galaxy. Keane – fatalnie, Gio – źle, Zardes- bardzo przeciętnie, Larentowicz- niewidoczny, Husidić- marnie i jedyny rodzynek w pomocy Gerrard – solidnie. Co powinien zrobić headcoach? Zmienić Keane’a przede wszystkim. Wybór był: Alan Gordon – chłop jak dąb, który w każdej sytuacji główkowej jest wstanie odpalić lub Mike Magge, który wszedł, ale za Stevena Gerrarda. Absurdalna decyzja, którą przemilczę. Zamiast tego w 76 minucie na boisko wchodzi Sebastian Lletget. Wszystko fajnie, tylko 10 minut za późno. To samo ze zmianą Keane – Gordon. Cała druga połowa szła jak po gruzie. Zmiana około 55/60 minuty byłaby wskazana.

Czas podsumowań – przegrani, ale nie do końca

Ogólne statystyki są miażdżące, oczywiście na korzyść gospodarzy. I, o ile na statystyki z pierwszej połowy można spojrzeć po macoszemu, bo jednak to Galaxy miało przewagę, to te z drugiej połowy masakrują piłkarzy z Miasta Aniołów. W całym meczu Sounders oddali 22 strzały, przy 7 Galaxy oraz posiadali piłkę przez niemal 62% czasu. Nie wygrali i to jedyna statystyka, w której wygrywa zespół gości.

Składy i oceny (1-10)

Seattle Sounders Kasia Wiktor
24. Stefan Frei 6 6,5
4. Tyrone Mears 7,5 6
20. Zach Scott 6 6
14. Chad Marchall 6 6
33. Joevin Jones 7,5 7
6. Osvaldo Alonso 6,5 7
7. Cristian Roldan 8,5 7
8. Eric Friberg 5 5
13. Jordan Morris 6,5 5,5
2 Clint Dempsey 7 5,5
16. Nelson Valdez 4 5
Zmiennicy  
39. Oalex Anderson 7 6,5
9. Hérculez Gómez
Los Angeles Galaxy Kasia Wiktor
12. Brian Rowe 9 7
20. A.J. DeLaGarza 5,5 5,5
44. Daniel Steres 5 5
37. Jelle Van Damme 8 8,5
27. Dave Romney 4 4,5
6. Baggio Husidic 5 4,5
8. Steven Gerrard 7 6,5
21. Jeff Larentowicz 6 5
11. Gyasi Zardes 5,5 5
10. Giovani dos Santos 5,5 5
7. Robbie Keane 6,5 5
Zmiennicy
17. Sebastien Lletget 6
18. Mike Magee 6
9. Alan Gordon

Autor: Wiktor Sobociński

https://www.amerykanskapilka.pl/wp-content/uploads/2015/05/logoameryka.jpg
Zastępca Redaktora Naczelnego | Pochodzi z Bydgoszczy i mimo młodego wieku o sporcie w USA wie bardzo dużo. Sportem interesuje się od dziecka i żadnej dyscyplinie nie zamyka drzwi – ot, to fan sportu jak się zowie. Z MLS związany formalnie od 2014 roku, jednak historii tej znajomości należy się doszukiwać kilka ładnych lat wcześniej. Z chęcią przygląda się grze Chicago Fire i LA Galaxy. Do jego pasji można również zaliczyć stare filmy oraz oldschoolową muzykę (lata 50.-80.).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Discover more from Amerykańska Piłka

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading