Don Romain Alessandrini był człowiekiem, do którego wszyscy zwracali się o pomoc i nigdy nie doznawali zawodu. Nie składał czczych obietnic ani nie wymawiał się małodusznie, że ma ręce związane przez potężniejsze od siebie siły na świecie. Niekoniecznie musiał być czyimś przyjacielem, nie było nawet ważne, iż ktoś nie miał środków, by mu się odwzajemnić.
Taki był oto ten legendarny Don – co prawda nie z Sycylii, a nieco mniej dumnie brzmiącego Lazurowego Wybrzeża, ale ważne są istotne fakty. Jeżeli jesteś kibicem LA…
Kibicem LA, nie typowym Januszem i waflem – kibicem, dumnym, ale i krytycznym. Jeżeli zależy ci na swoim zespole, to módl się do Boga, żeby Ojcu Chrzestnemu nic się nie stało, bo wtedy zarówno ty, jak i ja – oboje mamy totalnie przesrane. Powtórzę jeszcze raz słowa, jakie napisałem podczas meczu Red Bulls – Galaxy. Romuś jesteś wielki i tylko ty w tym sezonie. Pójdę krok dalej, a co tam jak się bawić to się bawić i polecę klasykiem: „Już tylko ciebie mam. Nie wolno ci odejść teraz stąd”. Znają, na pewno znają, a jak nie to polecam zapoznać się z polskimi klasykami.
Teraz tak na serio – nie należę do osób, licznych osób, które spuszczają się nad jakimś ulubionym zawodnikiem. Nigdy tego nie robiłem i nie mam zamiaru tego robić teraz. Romek jest aktualnie najlepszy i co więcej, jest jedynym człowiekiem w tym zespole, który co mecz poniżej pewnej cienkiej kreseczki nie schodzi. I tak było też w meczu z Red Bulls. Meczu pełnym niedociągnięć zauważalnych gołym okiem. Przynajmniej dla mnie. Nie będę tutaj wytykał błędów bocznych obrońców, którzy wielokrotnie zbyt długo przymierzali się do powrotu na ziemię i zostawiali bocznych pomocników w obronie. Nie będę się czepiał Zardesa, który nadal gra piach. Ani bardzo przeciętnej grze w drugiej połowie. Nie znoszę zmiany dobrze funkcjonującej taktyki, czyli rozmyślnego grania w środku pola i kontrolowania gry, na oddanie inicjatywy rywalom na ich boisku.
Fire, niczego was nie nauczyli?
Te wszystkie większe bądź mniejsze błędy nie mają żadnego znaczenia dla punktacji, bo zdobyliśmy trzy punkty, a Curt Onalfo (dzisiaj to jedyne zdanie i do tego no offence – pełna kultura) wybronił się z teoretycznie najgroźniejszym rywalem. Piszę teoretycznie, bo przegrywał już z takimi plackami, że klękajcie narody. Pozostały trzy kroki do zakończenia Tournee po Stanach i coraz bardziej jestem przekonany, że go nie zwolnią. No cóż, jak to mówił marszałek Piłsudski „racja jest jak dupa, każdy ma swoją” – róbta co chceta.
Wracając do samego meczu i analizując wszystkie sytuacje bramkowe, każdy czytający to człowiek powinien dojść do jednego bardzo prostego i logicznego wniosku, o którym było już wyżej. Romain Alessandrini jest człowiekiem, bez którego gra ofensywna The Gals byłaby tylko pojęciem teoretycznym niemającym żadnego zastosowania w rzeczywistości. Owszem jest Gio Dos Santos. Strzelił gola, ale to znów tylko karny. Na jego plus asysta przy drugim golu Francuza – może włodarze słuchali naszego ostatniego podcastu i zapewnili dziewczynie Giovanniego odpowiednie prezenty. Chyba pora na taki manewr z kolejnym wielkim nieobecnym Zardesem. Śmiało, powodzenia i czekamy na efekty.
Wracając ostatni raz do Romaina – wiadomo, jako najlepszy piłkarz meczu udzielił wywiadu dla Galaxy TV.
LAFC
Najciekawszym tematem w ubiegłym tygodniu były bilety premium na przyszły sezon. Jak podają amerykańskie tytuły – po nieco ponad dwunastu tygodniach miejsca się rozeszły. Jak podają media: pojedyncze miejsca na niektórych meczach będą jednak dostępne. Więc podsumowując tę krótką notkę: na nowym stadionie miejsca dla tych nieco bogatszych będą pozajmowane, a te dla tych nieco biedniejszych też będą pozajmowane, więc możemy liczyć na pełne trybuny na każdym spotkaniu.
Taka ciekawostka, którą przeczytałem bodajże na LA Times. Zwiedzaliście kiedyś państwo salony wystawowe klubu, który jeszcze nie powstał? LAFC stosuje taki manewr od trzech miesięcy! 16 razy dziennie! Cała podróż trwa około 30 minut. Oczywiście sporo takich turystów kończy w kasach klubowych i kupuje bilety/karnety na 2018 rok. Dla mnie to jakiś totalny kosmos. Od czasu kiedy to przeczytałem, chyba już nic mnie nie zaskoczy.
<Spoiler: Jak Onalfo zdobędzie w tym sezonie MLS Cup, to będę zaskoczony>
Chętnie przeszedłbym się mecz nowego zespołu zobaczyć, jak im tam idzie, ale na razie, nie kupiłbym sobie karnetu, bo nie wiem, kto jest trenerem. Nie znam, póki co żadnego zawodnika – choć ja znam, ale załóżmy, że to taka hipotetyczna sytuacja.
No przepraszam, że za każdym razem czytacie to samo, ale serio nie ciekawi was, kto zostanie trenerem? Według Fansided na ringu pozostało już tylko dwóch zawodników – Bob Bradley i przedstawiany przed tygodniem Schelotto. Trzeba przyznać, że waga ciężka, choć według Amerykanów zdecydowanym faworytem jest ich rodak. Szczerze? Z Bradleyem mam tylko dobre wspomnienia, ponieważ wprowadził do Fire DeMarcusa Beasleya i zdobył z nimi jedyne mistrzostwo. Ogólnie mówiąc, zbudował potęgę, którą ktoś brutalnie rozpieprzył. Takie życie. Zrobiłbym tu ankietę, ale i tak nie zagłosujecie i nie chce obniżać w redakcji swojego autorytetu.
USL
Na koniec będzie o ukochanych rezerwach i USL. Zmieniłem kolejność z jednego powodu. Jaram się strasznie. Shaun Wright-Phillips trafił bramkę – pierwszą, zwycięską i to w 95 minucie. Zrobiło się miło. Jak Tito zacznie trafiać przeciwko jakimś ogórom, to już w ogóle będzie ekstaza. Chwilowe zejście ze sceny – wracamy do tematów Kalifornijskich. Rezerwy wygrały z rezerwami Red Bulls. Można zatem powiedzieć, że w ten weekend byliśmy świadkami istnej Korridy na wschodzie Stanów Zjednoczonych. Egzotycznie. The Gals wypili chyba napój (nie będę tu sponsorował Red Bulls, bo mi nie zapłacili) i dostali skrzydeł. Zobaczymy, na ile te skrzydła wytrzymałe. W kontekście pierwszej drużyny – czy przetrwają pozostałe trzy mecze wyjazdowe czy spadną do morza jak Ikar…
I jeszcze jeden zespolik z USL. Orange County SC. Jeżeli chodzi o Orange County, to ta nazwa kojarzy mi się z początkiem kariery Keia Kamary, Christian Ramireza czy braci Kljestanów. Tamten klub czuł Bluesa, ten klub powstał z LA Blues, ale tego Bluesa chyba nie czuje. Mówić, że w ostatnim tygodniu przegrali to nie powiedzieć nic. 0:4. I dlatego nie powiedziałbym, że USL jest lepszą ligą od NASL. Właśnie z powodu drużyn, które robią nabory w stolarni typu: Galaxy II, Orange County SC czy Portland Timbers II. A piszę o tym zespole tylko dlatego, że gra tu dwójka wypożyczonych z LAFC: Monday Etim i Carlos Alvarez…
To koniec na dziś. Było miło, ale się skończyło. Znaczy na początku było miło. Później było obiektywnie-informacyjnie, więc czułem się sztucznie, a na koniec napisałem o Orange County SC i zrobiło się przykro, że ktoś zawsze musi zepsuć wyjątkowo miły i kulturalny tekst. Co za tydzień? Kto to wie. Znowu freestyle pewnie – czy miły, czy niemiły to zależy od Galaxy.
PS. W tym miejscu muszę wam zapowiedzieć, że w ten weekend podcastu nie będzie, przynajmniej ze mną, bo zostałem brutalnie okradziony z mikrofonu. Spokojnie w kolejnym tygodniu będzie – wiem, że czekacie, bo mamy najlepsze technicznie podcasty o tematyce soccera w Polsce, ale w tym tygodniu niestety będzieci musieli obejść się smakiem. Żeby nie było wam tak przykro zapuście sobie jakąś muzykę i obejrzyjcie po raz 35 pierwszą część Ojca Chrzestnego. I łapcie ten obrazek, bo mistrz Painta znów powrócił.
Ciao.