16873568253359

W ciągu ostatniego roku Inter Miami zmienił się z „drużyny Davida Beckhama” w „zespół Leo Messiego”. Dlaczego to takiego transferu w ogóle doszło i jaka była droga drużyny z Florydy do tego momentu? Odpowiedź na to pytanie wcale nie jest prosta, ale w tym tekście znajdziecie wszystko, co powinniście wiedzieć o zespole Interu Miami.

29 stycznia 2018 roku komisarz ligi, Don Garber, ogłosił na zorganizowanej z pompą konferencji, że Major League Soccer zawita do Miami. Zanim jednak do tego doszło, David Beckham kilkukrotnie zastanawiał się nad porzuceniem tego projektu, a koniec końców okazało się, że to dopiero początek niezwykle wyboistej i krętej drogi. Wszystko zaczęło się w 2007 roku…

 

KLAUZULA I GRUBE MILIONY W KIESZENI

 

Przenosiny Davida Beckhama do Major League Soccer na zawsze odmieniły jej losy, początkując nową erę w historii tych rozgrywek. Transfer do Los Angeles Galaxy spowodował wprowadzenie rewolucyjnej zasady Designated Player (kontrakty gwiazdorskie, które nie wliczają się do salary cap) czy znaczący wzrost zainteresowania MLS w Europie. Po latach okazało się również, że zabezpieczył się na przyszłość. Już wtedy przewidział ogromny wzrost wartości klubów MLS i wyraźnie zaznaczył, że jeśli będzie chciał wprowadzić zespół do MLS, to wpisowe w jego przypadku będzie wynosiło 25 milionów dolarów. Dzisiaj już wiemy, że była to znacząca promocja. Kluby wchodzące do ligi mniej więcej w tym samym czasie, co Miami, płaciły już 150 milionów zielonych, a w grudniu 2019 roku Charlotte zapłaciło aż $325mln!

 

Kluby wchodzące do ligi w podobnym czasie, co Inter Miami, płaciły wpisowe rzędu 150 milionów dolarów, David Beckham przy przejściu do Los Angeles Galaxy w 2007 roku, miał zawartą w kontrakcie klauzulę, dzięki której wejście do MLS kosztowało go zaledwie $25mln.

Pierwszy krok w kierunku stworzenia własnego klubu był naprawdę imponujący, ale później było tylko gorzej. W 2012 roku Don Garber zapowiedział, że w Miami musi powstać klub MLS. Warto dodać, że wcześniej w MLS grały dwie drużyny na Florydzie: Tampa Bay Mutiny (1996-2001) i Miami Fusion (1997-2001). Obie nie przetrwały i zostały rozwiązane, co jest swego rodzaju fenomenem (tylko trzy takie przypadki w historii ligi). Rok po deklaracji komisarza ligi zaczęło się pojawiać coraz więcej doniesień o wejściu Beckhama do MLS z nową drużyną. Plotki zostały potwierdzone na początku lutego 2014. Wtedy do Anglika oficjalnie dołączyli Simon Fuller (przedsiębiorca i producent filmowy) oraz Marcelo Claure (miliarder boliwijskiego pochodzenia) i cała trójka złożyła akces o dołączenie do Major League Soccer.

Lata mijały, do ligi weszły takie drużyny, jak New York City FC, Orlando City, Atlanta United, Minnesota United czy Los Angeles FC, a Beckhama wciąż nie było w MLS i niewiele wskazywało na to, żeby w najbliższym czasie miało się coś zmienić. A jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o…

PIENIĄDZE I TERENY POD BUDOWĘ

Wydawać by się mogło, że przecież Beckhama stać budowę stadionu, więc w czym problem? Mimo wszystko początkowo próbowano doprowadzić do tego, żeby część kosztów pokryło miasto. Zdecydowanie bardziej problematyczne było natomiast znalezienie miejsca pod budowę takiego obiektu. Przepychanki trwały dobrych kilka lat, a z czasem wzmianki o wejściu klubu Anglika do MLS wywoływały raczej uśmiech na twarzy i były świetnym materiałem do tworzenia kolejnych memów.

W maju 2017 roku Beckham powiedział, że budowa stadionu z całkowicie prywatnych środków to ostatnia szansa na dostanie miejsca w MLS. Miasto jednak wciąż nie wyraziło zgody na udostępnienie terenów pod zabudowę, a wcześniejsze trzy projekty były przez radę miasta odrzucane (PortMiami, Museum Park, Little Havana). Przełom nastąpił w czerwcu, kiedy osiągnięto wstępne porozumienie. Beckham wydał 9 milionów dolarów na zakup brakującej działki o powierzchni trzech akrów pod budowę stadionu. Wcześniejsze sześć akrów grupa zakupiła już w marcu za $19mln. Był to milowy krok w kierunku budowy obiektu w Overtown. To właśnie dzięki temu Don Garber w końcu spojrzał przychylnym okiem na akces złożony przez grupę Beckhama i postanowił przyznać Miami miejsce w Major League Soccer. Dokładnie 29 stycznia 2018 roku Anglik mógł odetchnąć z ulgą. Wszyscy myśleli, że po latach starań w Becks końcu zdobył szczyt i dopiął swego. Ten jednak bardzo szybko zorientował się, że czeka go kolejna mozolna wspinaczka, o wiele trudniejsza, niż mogłoby się wydawać.

NOWA GRUPA, WIĘKSZE BIZNESY, JESZCZE WIĘKSZE PROBLEMY

Tuż przed ogłoszeniem wejścia do MLS, w grudniu 2017 do projektu dołączyli bracia Jorge i Jose Mas – miliarderzy i właściciele firmy inżyniersko-budowlanej MasTec oraz Masayoshi Son – założyciel i dyrektor japońskiej korporacji telekomunikacyjnej SoftBank. Jak się okazało, były to znaczące zmiany, które bardzo szybko wmusiły rezygnację z budowy stadionu w Overtown. W końcu apetyt rośnie w miarę jedzenia,
a tereny w pobliżu portu lotniczego w Miami to łakomy kąsek i stadion ma tutaj akurat najmniejsze znaczenie.

Trzeba sobie jasno powiedzieć, że w pewnym momencie klub stał się tylko dodatkiem do interesów grupy inwestorów. W lipcu 2018 zaprezentowano plan budowy Miami Freedom Park na terenie publicznego pola golfowego (takie tereny są bardzo popularne na Wschodnim Wybrzeżu w USA). W końcu zdecydowano się na referendum, w którym mieszkańcy mieli się wypowiedzieć, czy chcą zamienić publiczne pole golfowe na kompleks piłkarsko-handlowy, a właściwie handlowo-korporacyjny z piłkarskim wątkiem w tle. Tydzień po tym ogłoszeniu podpalono wózki golfowe na tym terenie… Dosyć szybko złapano człowieka odpowiedzialnego za włamanie i celowe wywołanie pożaru, ale spowodowało to kolejne problemy Beckhama i spółki. Spekulacje na temat takiego zbiegu okoliczności z pewnością nie były na rękę. W szczególności w momencie, kiedy ludzie zatrudnieni przez grupę inwestorów rozkręcali kampanię za kilka milionów, mającą przekonać mieszkańców do głosowania w referendum za zagospodarowaniem 131 akrów gruntów publicznych na prywatny projekt komercyjny.

Czym właściwie ma być ten Miami Freedom Park? Inwestycją liczoną w miliardach pod przykrywką budowy stadionu piłkarskiego na 25 000 miejsc. Bez tego klubu budowa na takim terenie hotelu, centrum handlowego czy powierzchni biurowych byłaby marzeniem ściętej głowy. Stadion czy jedenaście publicznych boisk piłkarskich to niewielki koszt. 53 hektary (131 akrów) w takim miejscu to żyła złota, nawet jeżeli nieco ponad 23 hektary (58 akrów) z tych gruntów pozostaną publicznym parkiem. Beckham przedstawił wyniki referendum, w wyniku których 60% głosujących mieszkańców zadeklarowała, że zgadza się na 99-letnią dzierżawę Miami Freedom Park przez jego grupę. Inter Miami na swojej stronie internetowej podaje szereg danych, które mogą naprawdę ciekawić. Poza oczywistą informacją, że jest to projekt w całości finansowany z własnych środków, dostarczy lokalnej społeczności 15 000 miejsc pracy, wniesie do miasta dodatkowe $6,3mln za sprawą podatków, grupa zapłaci miastu za wynajmowane tereny kwotę o 57% wyższą niż aktualna wartość rynkowa ($2,67mln). Mimo tego przez bardzo długi czas nie mogło dojść do porozumienia, które pozwalałoby na realne rozpoczęcie prac nad budową stadionu.

 

NOWA GRUPA, WIĘKSZE BIZNESY, JESZCZE WIĘKSZE PROBLEMY

Większość z terenów przeznaczonych pod budowę Miami Freedom Park jest zasypanych popiołem ze starej spalarni miejskiej, która została zamknięta kilkadziesiąt lat temu. Teren jest znacznie bardziej toksyczny, niż wcześniej zakładano, a zanieczyszczenie arszenikiem przekracza dwukrotnie dopuszczalny poziom. W niektórych miejscach stwarza nawet fizyczne zagrożenie dla zdrowia. Obecność arszeniku to też pozostałości stosowania agrochemikaliów na polach golfowych. Arsen był powszechnie stosowany na polach golfowych jako herbicyd, w postaci takiej jak arsenian metylu sodu (zanim jego użycie zostało zakazane w 2013r.). Po analizie próbek błota na polu golfowym, na którym ma powstać kompleks Beckhama, wykryto skażenie pod trawą (w niektórych miejscach 15cm od powierzchni trawnika). W większości ze 140. próbek gleby poziom skażenia arszenikiem był dwukrotnie wyższy, a poziom skażenia borem i ołowiem był zdecydowanie ponad normą.

W sierpniu 2019 roku w 193-stronicowym raporcie opisano wszystkie wyniki badań, ale urząd miasta Miami ogłosił, że zleci badanie ziemi innej firmie (ten i wcześniejszy test był opłacony przez Inter Miami). Kolejny raz wyciekło „specyficzne” podejście Interu Miami do ratusza. Na spotkanie przyszli z raportem, ale nie pozostawili jego kopii urzędnikom. Podobnie było latem 2018 roku, gdy Inter pokazywał plan stadionu, ale nie zostawił kopii. Oczywiście spowodowało to impas w negocjacjach z ratuszem w kwestii dzierżawy terenu. Z powodu skażenia ziemi sam koszt przygotowania terenu pod budowę może wzrosnąć z 35 milionów dolarów do aż 50. Początkowo inwestorzy zadeklarowali pokrycie tych kosztów z własnej kieszeni, ale sytuacja się zmieniła i nastał impas.

Znalezienie wolnego miejsca pod zabudowę w Miami jest wyjątkowo trudne. Beckham próbował już kilku różnych lokalizacji, ale teren w pobliżu lotniska okazał się wyjątkowo kuszący i… toksyczny. Tereny pola golfowego są zatrute m.in. arszenikiem i wymagały dodatkowych procesów oczyszczania, a co za tym idzie, finansów.

INTER MIAMI?

Jakby tego mało kolejnym, przez długi czas dosyć nośnym, problemem była… nazwa klubu Davida Beckhama. 5 września 2018 oficjalnie przedstawiono nazwę Inter Miami wraz z logiem i barwami. Już wtedy pojawiły się głosy, że nie podoba się to włoskiemu klubowi, który skierował spór na drogę sądową. Na początku lutego 2020 roku ogłoszono, że amerykański zespół przegrał pierwszą potyczkę sądową o naruszenie znaku towarowego. Inter Mediolan zgłosił kilka lat wcześniej znak towarowy „Inter” w Amerykańskim Urzędzie Patentowym i Znaków Towarowych. W trakcie procesu Major League Soccer (kluby i piłkarze podlegają MLS jako organizacji) nie uzasadniła w odpowiedni sposób, dlaczego klub z Miami wykorzystał akurat tę nazwę. Jeżeli włoski klub udowodniłby, że doszło do błędu podczas rejestracji nazwy klubu MLS, Beckham mógłby być zmuszony do zmiany nazwy swojej drużyny. I choć temat powracał jak bumerang, to poza pierwszym mocnym uderzeniem (2020), za każdym razem brakowało konkretów. Temat jednak w pewnym momencie ucichł i wydaje się, że jeżeli wróci, to w postaci ewentualnego podpisania ugody, bo zmiana nazwy nie wchodzi w grę.

 

FORT LAUDERDALE JAKO ROZWIĄZANIE TYMCZASOWE

Skoro klub nie ma stadionu w centrum, to gdzie będzie rozgrywał mecze? Główna baza Interu Miami znajduje się w Fort Lauderdale, jakieś 50-60km od miejsca, gdzie pierwsza drużyna ma docelowo rozgrywać mecze. To właśnie tam wybudowano nowoczesne centrum treningowe, które ma służyć seniorom, rezerwom i akademii. To właśnie tam znajduje się też stary stadion z 1959 roku. Włodarze odnowili jednak Lockhart Stadium, który początkowo mógł pomieścić 18 000 kibiców, ale z każdym kolejnym miesiącem jest rozbudowany (aktualna pojemność to 21 550). Szacuje się, że cała inwestycja w Fort Lauderdale kosztowała 140 milionów dolarów, ale przecież, kto bogatemu zabroni?

Przed pierwszym meczem Interu Miami w MLS przeciwko Los Angeles FC komisarz ligi, Don Garber, powiedział, że nie ma takiej możliwości, żeby zostali w Fort Lauderdale na stałe. Podkreślił również, że całe centrum treningowe jest niezwykle imponujące, ale to miejsce dla drużyny USL i akademii, a oni muszą przenieść się do centrum. I choć komisarz ligi zapowiadał pomoc w rozmowach z ratuszem, to cztery lata później Inter Miami rozpoczął rozgrywki dokładnie w tym samym miejscu, Fort Lauderdale.

 

SPORTOWE DRAMATY

Na boisku również nie było kolorowo i jeżeli ktoś wyobrażał sobie wejście do MLS jako łatwe, gładkie i przyjemne, to znacząco się pomylił. Mało tego, nikt nie przypuszczałby, że debiutujące w tym samym roku Nashville SC, którego filozofia jest oparta na moneyball (bazując na danych i statystykach wydawać jak najmniej, najlepiej ściągając jednocześnie piłkarzy niedocenianych i przeoczonych przez system), da jakże bolesną lekcję Interowi Miami, pokonując zawodników z Florydy aż 3:0 w pierwszej rundzie play-offów. Oczywiście można doszukiwać się pozytywów i te jak najbardziej się znajdą. Imponujący projekt akademii Interu Miami czy atmosfera na trybunach jak najbardziej się do nich zaliczają. Gorzej wyglądało to po prostu na tle rywali z MLS, a to jest najważniejsze.

Przed startem pierwszego sezonu w historii Interu Miami z klubem łączono niemal każde duże nazwisko. Cotygodniowe artykuły mogły się już kibicom znudzić, szczególnie że niewiele z nich ostatecznie wniknęło. Sezony przeplatane awansem do play-offów oraz natychmiastową porażką, przeciętnością i czasami naprawdę pozytywnymi przebłyskami Gonzalo Higuaína, który koniec końców był na Florydzie mocno niedoceniany, mogły się w końcu kibicom znudzić. Szczególnie, że tutaj był potencjał na dużo więcej.

 

KIEDY POMYLISZ ODWAGĘ Z ODWAŻNIKIEM

Umówmy się, pierwsze poważne sygnały, że Beckham i spółka nie do końca wiedzą, jak poruszać się w świecie MLS i jego specyficznych zasad, dostaliśmy bardzo szybko. Saga z transferem Rodolfo Pizarro zdawała się nie mieć końca, a pomógł ją zakończyć…David Beckham. Na stronie Monterrey pojawił się komunikat, że 26-latek dołączy do klubu z Miami. Inter potwierdził transfer dopiero kilka dni później, a międzyczasie w sieci krążyły nagrania z golem, którego strzelił już w barwach nowego klubu w trakcie preseasonu. Już po fakcie piłkarz przyznał, że podczas wideokonferencji Anglik przekonał go do zakończenia kontraktu z Monterrey. Beckham, będąc w zarządzie klubu z Miami, złamał tym samym zasady FIFA, a meksykański klub złożył oficjalną skargę. Sprawa rozeszła się po kościach, ale już wtedy można było pomyśleć, że ten pion sportowy nie do końca działa tak, jak powinien.

Natomiast dobitnie przekonaliśmy się o tym w późniejszych miesiącach, bo kiedy myślisz, że Inter Miami i Beckham już niczym Cię nie zaskoczą, to lepiej usiądź, bo patologiczne zjawiska, które trawiły ten klub od środka głównie za sprawą Paula McDonougha, wykraczały swego czasu poza wszelkie wyobrażenia…

Czterech Designated Players w kadrze to przegięcie? To co powiecie na pięciu? Po tym, jak na jaw wyszły nieprawidłowości związane z kontraktem Blaise’a Matuidiego, a MLS wszczęła śledztwo przeciwko Interowi Miami, okazało się, że problem jest znacznie poważniejszy, a dokumenty ligi w tej sprawie to ponad 1400 stron! Blaise Mautidi (czwarty DP w kadrze) to nie wszystko. Okazało się, że umowa Andrésa Reyesa, który był w kadrze zespołu w sezonie 2020, również klasyfikowała się jako kontrakt dla gracza o statusie Designated Player… Oznacza to, że w Interze Miami grało aż pięciu piłkarzy DP. Paul McDonough, ówczesny dyrektor sportowy, długo na Florydzie nie popracował, ale zdążył wyrządzić katastrofalne straty. Liga w trakcie tego śledztwa zawiesiła go aż na dwa lata w wykonywaniu czynności przy klubach MLS. Dodatkowo Inter Miami został ukarany karą $2mln za nieścisłości w budowaniu swojego składu, a właściciel zarządzający, Jorge Mas, musi zapłacić karę w wysokości 25 tysięcy dolarów. Poza tym Inter Miami dotknęła też bolesna kara przez zmniejszenie budżetu w allocation money (dodatkowe środki wewnątrz ligi) w sezonie 2022 i 2023. W obu sezonach była to kwota mniejsza o aż $2 271 250 (w normalnych warunkach w sezonie 2022 wynosiła $9 325 000, a w 2023 aż $9 830 000). W tym momencie, 18 stycznia 2021 Beckham i spółka w końcu poszli po rozum do głowy i zatrudnili Chrisa Hendersona, jednego z najlepszych dyrektorów generalnych MLS, który posprzątał ten bałagan i ściągnął do klubu… Leo Messiego.

„Ile razy w ciągu swojego życia jesteś w stanie zmienić sport? [W MLS] Będzie era przed i po Messim” ~Jorge Mas, współwłaściciel Interu Miami

 

ERA LEO MESSIEGO

Przejście Leo Messiego do MLS było zaskakujące, a przez to jeszcze bardziej elektryzujące cały piłkarski świat. Miała być Arabia Saudyjska lub powrót do Barcelony, a ostatecznie skończyło się na Interze Miami. Już w tym momencie było wiadomo, że mówimy o wydarzeniu historycznym dla całej ligi, a potwierdzenie dostaliśmy w zasadzie jeszcze przed pierwszym meczem Argentyńczyka w nowych barwach.

Podchody pod przejście Leo Messiego do Interu Miami były w klubie od dawna. Jednak każde doniesienia transferowe, które rosły w siłę, równie szybko torpedowano. Właściciele klubu z Davidem Beckhamem na czele nie odpuszczali, chcąc dopiąć największy transfer od początku istnienia ligi. Od dawna krążyły plotki o przenosinach Messiego do Interu, Arabii Saudyjskiej czy powrocie do Barcelony. Kiedy wydawało się, że klub z MLS stracił swoją szansę, to karta się odwróciła. Pierwsze naprawdę wiarygodne doniesienia o transferze Leo do MLS podali w zasadzie kibice klubu i osoby, które mają bardzo dużą wiarygodność w tej społeczności. Jest to swego rodzaju fenomen, bo zazwyczaj podobne informacje przy bardzo dużych ruchach na tym rynku są w pierwszej kolejności publikowane przez insiderów MLS z „The Athletic”, nie mówiąc o osobach pokroju Fabrizio Romano.

Nie ma co się dziwić, że w Miami wszyscy byli niesamowicie podekscytowani. Nawet ci, którzy od dawna deklarowali się jako przeciwnicy transferu Messiego, w tamtym momencie nieco zmienili swoje poglądy.

15 lat wystarczyło MLS, żeby liga rozrosła się z dziesięciu do trzydziestu drużyn, zbudowała w tym czasie prawdopodobnie najwięcej piłkarskich stadionów, rozbudowała infrastrukturę, zaznaczyła swoją wartość na rynku międzynarodowym i notowała zyski, o których marzą też inni właściciele klubów. Jednak to transfer mistrza świata wprowadził tę ligę na poziom, którego w historii MLS jeszcze nie widziano. Dla samego Messiego wybór Interu Miami był też oczywiście uzasadniony ze względu na dużą latynoską diasporę w tym regionie, zagorzałych fanów, którzy na trybunach śpiewają tylko w języku hiszpańskim, czy po prostu przyjemnym miejscem do życia. Nie oszukujmy się, kluczowe były jednak kwestie kontraktowe, a te są naprawdę łakomym kąskiem.

 

KONTRAKT JAKIEGO NIE BYŁO

Transfer Davida Beckhama do LA Galaxy zapoczątkował nową erę MLS. Powstanie zasady Designated Player (kontraktowanie trzech graczy poza salary cap, czyli limitem płac) i innowacyjny jak na tamte czasy kontrakt, gwarantujący założenie nowego klubu za zaledwie 25 milionów dolarów (dzisiaj mówimy o kwotach rzędu ~$500mln), było absolutną rewolucją. Znamienne jest, że ta klamra domknęła się właśnie przez transfer Messiego do… nowego klubu „Becksa”, Interu Miami.

Co prawda Argentyńczyk nie może liczyć na górę złota, którą gwarantowały kluby w Arabii Saudyjskiej, ale oferta z wielu powodów jest bardzo lukratywna. Wysoki kontrakt Designated Player to oczywistość. Według wrześniowych oficjalnych danych od Związku Piłkarzy MLS bazowa kwota $12mln i gwarantowana $20 446 667. Mówimy oczywiście o kwotach w skali rocznej przed opodatkowaniem. Znacznie ciekawsze są jednak inne kwestie, jak np. udziały w przychodach generowanych przez nowych subskrybentów MLS Season Pass. Apple TV+ od tego sezonu wykupiło prawa do transmitowania meczów MLS na dziesięć najbliższych lat za 2,5 miliarda dolarów, co jest pierwszym takim dealem w historii sportu. Jeszcze przed transferem Messiego wiceprezes Apple ds. usług, Eddy Cue, ogłosił, że wyniki są dużo lepsze niż pierwotnie zakładano. Można się tylko domyślać, jak szybko subskrypcje na całym świecie poszybowały w górę od momentu przyjścia Messiego do ligi. Dla Apple to żyła złota, biorąc pod uwagę, że usługa jest dostępna niemal w każdym kraju i nie trzeba mieć wykupionego Apple TV+, a można ograniczyć się jedynie do samego MLS Season Pass. Wystarczy powiedzieć, że 30 minut pierwszego treningu było dostępne w streamingu, a podczas debiutu transmisja obejmowała 18 kamer (w tym cztery kamery super slow motion), skycam czy drona. Według firmy analitycznej Antenna, w dniu debiutu Leo Messiego w Interze Miami, Apple zarejestrowało około 110 000 subskrypcji MLS Season Pass, co stanowi największy w historii skok w ciągu jednego dnia i wzrost o 1700% w porównaniu z dniem poprzednim. Jorge Mas na początku sierpnia podawał informację na X (Twitter) o wzroście nowych użytkowników MLS Season Pass o 50%. Oficjalnych danych od Apple TV+ nie ma, ale ciekawą kwestią podczas prezentacji najnowszego modelu iPhone 15 było np. przedstawienie powiadomień z informacją o golu Messiego z meczu MLS. Abstrakcyjne na wielu poziomach, ale prawdziwe.

„Mamy w naszym mieście i klubie najwspanialszego zawodnika w historii, który przyciągnął uwagę całego świata. To coś, o czym zawsze marzyliśmy” ~David Beckham

Dodatkowo osobną ofertę dla Messiego miał również przygotować Adidas, który od lat jest partnerem strategicznym MLS i niedawno przedłużył z ligą umowę do 2030 roku, opiewającą na 830 milionów dolarów. Zważywszy na fakt, że to sponsor nie tylko 35-latka, a także całej ligi, możemy być świadkami bardzo ciekawej współpracy, również ze względów finansowych. W grę wchodzi np. procent od sprzedaży koszulek Interu Miami, a kibice powinni otrzymać sporo nowych projektów streatwearowych. Miejmy nadzieję, że udanych.

Oczywiście samo otoczenie Argentyńczyka liczy też na podobną ofertę do tej Beckhama. Nie ma jeszcze szczegółów, ale bardzo możliwe, że Messi będzie współwłaścicielem Interu Miami po zakończeniu kariery. W grę wchodzą także inne opcje, ale nie należy się spodziewać, że zostaną ujawnione już teraz, choć bez wątpienia pojawi się jeszcze wiele pogłosek o przejęciu jednej z drużyn MLS.

 

MARKETINGOWY STRZAŁ W DZIESIĄTKĘ

Transfer Messiego to nie tylko marketingowa żyła złota dla wszystkich klubów MLS i organizacji. Argentyńczyk ma również pomóc w popularyzacji dyscypliny w USA i zainteresowania tą ligą na całym świecie. To strzał w dziesiątkę przed zbliżającym się turniejem Copa America 2024 w Stanach Zjednoczonych i przede wszystkim mundialem w 2026 roku.

W ciągu kilku godzin od pierwszych doniesień o transferze Messiego do MLS zainteresowanie Interem Miami w social mediach rosło średnio o 100 000 obserwujących co godzinę. Przed debiutem w barwach nowego klubu drużynę Argentyńczyka na Instagramie obserwowało już ponad 10 mln osób, co czyniło ją wówczas czwartą najpopularniejszą amerykańską drużyną na tym portalu. To więcej, niż łącznie dwa konta największych ekip NFL (New England Patriots i Dallas Cowboys). Dziś konto Interu Miami obserwuje 16,1mln i istnieje spora szansa, że jeszcze w tym sezonie wyprzedzi Cleveland Cavaliers (16,6mln). Ciekawie wygląda to też na tle Kansas City Chiefs, którzy zanotowali przecież ogromny wzrost zainteresowania ze względu na Taylor Swift, a w porównaniu z Interem są niemal czterokrotnie mniejszym kontem.

To, co dzieje się na X (Twitterze) podczas meczów Interu Miami, pokazuje na małej próbce, ale jednak skalę zainteresowania Argentyńczykiem i meczami MLS z jego udziałem. Wysyp wpisów w tym temacie to jedno, ale doskonale widać to przy europejskich kontach poświęconych tej lidze. O ile zazwyczaj największe zainteresowanie budzą reprezentanci danych krajów, czasami byli piłkarze z rodzimych lig, tak od momentu dołączenia Messiego do MLS, to w trendach króluje właśnie Inter Miami. Messi jest współczesnym celebrytą i przeciętny kibic w wolnej chwili prędzej włączy mecz z jego udziałem, niż nawet drużyny z Polakiem w składzie (to mówimy z naszej perspektywy) czy gwiazdą całej ligi.

Nie ma co się zatem dziwić, że zarówno liga, jak i Inter Miami będą monetyzować wpływ Messiego na rosnącą popularność ligi wśród europejskich kibiców, ale największą różnicę widać przede wszystkim w podejściu do tych hiszpańskojęzycznych odbiorców. Wzrost zainteresowania transmisjami w języku hiszpańskim jest ogromny. O ile mecze zawsze są transmitowane dwutorowo zarówno po angielsku, jak i hiszpańsku, tak w tym roku liczba dedykowanych programów dla tych odbiorców jest na znacząco lepszym poziomie. W tym samym czasie na żywo transmitowane są te same programy publicystyczne z różną obsadą dostosowaną do kibiców z Ameryki Południowej i Meksyku. Apple TV+ wypuściło już serial o Leo Messim i możemy się spodziewać, że na tym nie poprzestanie.

Transfer Davida Beckhama do LA Galaxy w 2007 roku to tzw. początek ery MLS 2.0, natomiast przyjście Messiego to początek MLS 3.0 lub nawet 4.0. Leo Messi i Major League Soccer to duet, w którym obie strony gwarantują sobie wzajemne zyski. Messi otwiera się na olbrzymi rynek amerykański już nie tylko jako piłkarz, a jako szeroko rozumiany celebryta, co pozwoli mu stanąć w jednym szeregu z takimi gwiazdami jak Michael Jordan, Kobe Bryant czy Tom Brady, których w USA zna każdy, nie tylko fan sportu.

SZALEŃSTWO NA TRYBUNACH

Już w poprzednim sezonie ceny biletów na mecze MLS skoczyły zawrotnie w przypadku spotkań przeciwko Interowi Miami. Mówimy mniej więcej o dziesięciokrotnych przebitkach.

Przykładowo wejściówki na stadion aktualnych mistrzów MLS, Los Angeles FC, podczas starcia z Interem Miami w zasadzie od razu po informacji o transferze Messiego wynosiły 422 dolary, a im bliżej meczu, tym były coraz wyższe. Przed doniesieniami o tym transferze mówiliśmy o kwocie 81 dolarów, a w przypadku meczów np. LAFC – St. Louis City SC taka przyjemność kosztowała $36. To zatem kosmiczne różnice spowodowane „efektem Messiego”. Kibice Interu Miami za najtańszy karnet na cały sezon 2024 musieli zapłacić $884. Wzrost cen najtańszych(!) karnetów o 82% zdenerwował fanów, ale i tak nie przeszkodziło to w niemal natychmiastowym sold-oucie.

Pozostaje pytanie, czy to aby na pewno poszło w dobrą stronę. Z jednej strony absolutnie każdy klub czerpie korzyści z przyjścia Messiego do ligi to nie tylko ze względu na mecze z udziałem Argentyńczyka, który generuje ogromne zainteresowanie na trybunach. Przede wszystkim wiąże się to z systemem MLS. Kluby są pod ligą i jeżeli liga generuje większe zyski, a te po transferze Messiego są aż nadto widoczne, to beneficjentem tego są zespoły, których właściciele są udziałowcami MLS. Z drugiej strony trzeba sobie uczciwie powiedzieć, że idzie to w niebezpieczną stronę. Bilety na mecze są coraz droższe, nowe koszulki MLS to cena rzędu $200 (dla porównania koszulka Patricka Mahomesa z Super Bowl (aktualny mistrz NFL z Kansas City Chiefs) w wersji Game Jersey kosztuje $149) i trudno się dziwić, że kibice Interu, ale też innych drużyn są coraz bardziej zdenerwowani całą sytuacją. W tym samym czasie front office Interu Miami po prostu liczy i zarabia kolejne pieniądze. W najnowszym zestawieniu Forbesa Inter Miami skoczył w rankingu z jedenastego na drugie miejsce z wartością $1,03mld, przychodem w wysokości $118mln oraz dochodem operacyjnym $8mln, a już teraz wiadomo, że następny sezon będzie absolutnie rekordowy.

 

PIERWSZE TROFEUM W HISTORII KLUBU

Leo Messi zadebiutował w Interze Miami w podczas Leagues Cup, specjalnego turnieju pomiędzy drużynami MLS i Ligi MX. Nie oszukujmy się, gdyby nie transfer i debiut Argentyńczyka, raczej niewielu zainteresowałoby się tym meczem. Najgorsza drużyna MLS mierząca się z najgorszą ekipą Ligi MX to raczej nie jest najlepsza reklama nowego turnieju. Jego obecność spowodowała jednak, że fani zabijali się o bilety
i płacili absurdalne kwoty, byle tylko znaleźć się na trybunach, które przywitały swoją nową gwiazdę we wspaniałej atmosferze. Dodatkowo to właśnie przepiękny gol z rzutu wolnego w doliczonym czasie gry zapewnił Interowi wygraną. Nie dałoby się wymyślić lepszego scenariusza na debiut takiej gwiazdy w nowej drużynie. Bardzo dobra gra i przebłyski geniuszu w niektórych zagraniach to jedno, ale gdybyśmy zobaczyli taką bramkę (ponad 22 metry, xG 0.08) w doliczonym czasie gry w filmie fabularnym, z pewnością większość stwierdziłaby, że to gruba przesada. To się jednak naprawdę wydarzyło, Inter Miami pokonał Cruz Azul 2:1.

Jak się okazało, sam Messi dopiero się rozkręcał. Inter Miami pokazał prawdziwą odsłonę turniejowej drużyny, a Argentyńczyk dał z siebie absolutne maksimum. Powiedzieć, że poprowadził ten zespół do tytułu, to w sumie nie powiedzieć nic: 7 meczów, 7 wygranych, 10(!) goli (w tym dwa z rzutów wolnych), asysta i mnóstwo indywidualnych statystyk, które moglibyśmy tutaj umieścić. Ostatecznie Inter Miami po grupowych wygranych z Cruz Azul i Atlantą United, w fazie pucharowej rozprawił się z Orlando City, FC Dallas (po rzutach karnych), Charlotte FC, a także Philadelphią Union. W wielkim finale zmierzył się z Nashville SC. Było to spotkanie z wieloma podtekstami i napięcie dało się wyczuć na długo przed pierwszym gwizdkiem sędziego. Obie drużyny wchodziły do MLS w tym samym roku, obie miały szansę sięgnąć w końcu po pierwsze, upragnione trofeum. Inter Miami dodatkowo chciał też potwierdzić, że pomimo kilku bolesnych flashbacków z przeszłości, w tym porażki w debiutanckim sezonie MLS w pierwszej rundzie play-offów, jest w stanie zmierzyć się z bardzo niewygodnym rywalem i potwierdzić swoje bardzo duże ambicje.

Wyszło lepiej, niż ktokolwiek mógł sobie wyobrazić. Przebieg meczu można porównać z prawdziwym rollercoasterem emocji. Szalony mecz z wieloma niewykorzystanymi sytuacjami, jeszcze bardziej nieprzewidywalna dogrywka i w końcu seria jedenastek zakończona strzałami w wykonaniu bramkarzy i wielkim zwycięstwem Interu Miami. Idealna historia do sentymentalnych wspominek za kilka lat. Ten turniej był dla piłkarzy Gerardo Martino jak z bajki, ale potem wróciła rzeczywistość, która okazała się nieco bardziej brutalna.

 

LIGOWE (I PUCHAROWE) ROZCZAROWANIE

Leo Messi rozegrał świetny Leagues Cup, ale zarządzanie jego siłami i przede wszystkim zdrowiem przy takim natężeniu meczów zakończyło się trudnym powrotem do rzeczywistości bez Argentyńczyka na boisku. Najpierw Inter Miami (przed własną publicznością) musiał uznać wyższość rywala w finałowym meczu U.S. Open Cup. Trzeba przyznać, że porażka z Houston Dynamo w Pucharze Stanów Zjednoczonych była dosyć zaskakująca i chyba nie tego spodziewano się po drużynie i to nawet bez Messiego w składzie. O tym, że kolorowo nie będzie również w lidze było wiadomo niemal od samego początku. Przed dołączeniem Argentyńczyka do składu Inter Miami od startu rozgrywek wygrał zaledwie pięć spotkań na 22 rozegrane. Matematycznie szanse na awans wciąż były, ale niewielkie. Sytuacja znacząco zmieniła się już w trakcie rozgrywek, bo rywalizacja o awans do play-offów w Konferencji Wschodniej była zacięta do samego końca i na dobrą sprawę piłkarze Interu Miami są sobie sami winni, że nie wykorzystali tej sytuacji. Ostatecznie Inter Miami sięgnął jednak po Leagues Cup i zapewnił sobie udział w CONCACAF Champions Cup (dotychczas Liga Mistrzów CONCACAF), co było jednym z celów klubu. Nie da się jednak ukryć, że oczekiwania na najbliższe miesiące są znacznie większe.

CHRIS HENDERSON aka GIGACHAD

Jak już mogliście się przekonać, Leo Messi otworzył nowy rozdział w klubie i lidze. Co prawda impas w rozmowach pomiędzy klubem a władzami miasta w sprawie dzierżawy gruntów pod budowę Miami Freedom Park nie jest jego zasługą (umowa została ostatecznie zawarta w kwietniu 2022 roku), ale nie wykluczamy, że miał wpływ na przyspieszenie pewnych kwestii związanych z budową obiektu, a także na decyzje w ratuszu, który choć nie zamierzał dołożyć się do oczyszczenia byłego pola golfowego w grudniu poprzedniego roku bez większych sprzeciwów Komisja hrabstwa Miami-Dade zatwierdziła dotację z w wysokości $5mln z pieniędzy podatników na projekt oczyszczenia gleby skażonej arsenem i poprawy drenażu na terenie dawnego klubu Melreese Country Club. Da się? Da się. Jednak nie byłoby Messiego, gdyby nie Chris Henderson, nawet zaryzykujemy stwierdzenie, że nie byłoby Interu walczącego o cokolwiek innego, niż Wooden Spoon (nagroda dla najgorszej drużyny), gdyby nie Chris Henderson.

Po straszliwych zaniedbaniach na początku istnienia klubu i dosyć szybkim zorientowaniu się, że praca Paula McDonougha przyniosła już wystarczająco szkód, Inter Miami w końcu sięgnął po odpowiedniego człowieka i zainwestował w jednego z najlepszych dyrektorów generalnych całej ligi, wspomnianego Hendersona z Seattle Sounders. Trochę czasu mu zajęło, żeby posprzątać bałagan po poprzednikach, ale przez ten cały czas wykonywał żmudną i ciężką pracę, czyszcząc roster z niechcianych nazwisk przy karach nałożonych przez ligę.

Jak to jest, że Inter Miami ma tak mocny skład? Odpowiedź jest prosta, dokładnie analizuje zasady MLS, wszystkie aktualizacje oraz zmiany i wykorzystuje każdy kruczek. Oprócz Leo Messiego do drużyny dołączył Sergio Busquets i Jordi Alba, ale tylko jeden z nich ma status Designated Player. Alba jako TAM-player zwalnia spory budżet, a Leonardo Campana jako Young Designated Player pozwala mieć aż trzech graczy na inicjatywie U22 (Tomas Aviles, Diego Gomez, Federico Redondo). Luis Suarez nie jest graczem DP, a do tego dyrektor generalny zakontraktował jednego z najlepszych graczy ligi na swojej pozycji, Juliana Gressela. Umiejętność poruszania się w tym skomplikowanym świecie oraz mądre zarządzanie składem to jedna z największych zalet tej drużyny i (chyba) nawet głupie pomysły Taty Martino nie są w stanie tego zepsuć.

 

PRESEASON 2024

Kiedy David Beckham i Jorge Mas skompletowali już swoją ekipę magików, przyszedł czas na World Tour, jakiego nie przeżyła wcześniej żadna inna drużyna MLS. Trzy kontynenty, cztery kraje, siedem spotkań i prawie 40 000km w trasie. Plany godne europejskich potęg. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że Inter Miami europejską potęgą nie jest. Zaczęło się spokojnie, od bezbramkowego remisu z reprezentacją Salwadoru. Choć zawodnicy z Miami witani byli przez lokalnych fanów niczym gwiazdy rocka, to trudno nazwać ich występ na boisku koncertowym. Ślamazarne przemieszczanie piłki z prawej do lewej i z powrotem, brak ochoty do jakichkolwiek zrywów, znikome zagrożenie pod bramką przeciwnika… Strzelenia gola byli w tym meczu zdecydowanie bliżej waleczni Salwadorczycy. Gorsza od gry Interu była tylko wiadomość o bardzo poważnej kontuzji Facundo Fariasa, który jak się później okazało, wypadł przez nią z gry do końca sezonu. „To tylko pierwszy mecz preseasonu” powtarzali sobie kibice Interu, usprawiedliwiając słaby występ zespołu, który miał się w tym roku bić o wszystkie trofea. Trzy dni później sparing z FC Dallas, tym razem w Miami. Miało być już lepiej, ale o kiepskie humory kibiców zadbał niedoszły zawodnik rosyjskiej ligi, Jesus Ferreira, który przy niewielkim oporze ze strony obrony Interu – już w pierwszych minutach spotkania ustalił jego wynik (1:0). Wiadomo, że lepiej wygrywać, no ale jasne – to preseason. Porażka szybko odeszła w niepamięć, bo oto Messii spółka wsiadali już w samolot do Arabii Saudyjskiej, gdzie mieli rywalizować w prestiżowym turnieju Riyadh Season Cup. Pierwszy mecz, z Al-Hilal, liderem Saudi Professional League zaczął się od szybkiego 0:2, ale skończył akceptowalnym 2:3. Przypominam, że to TYLKO PRESEASON, a mocny Al-Hilal jest w środku rozgrywek! Zresztą nieważne. Przyszedł czas na Last Dance, Messi versus Ronaldo po raz ostatni! Panowie jednak, zamiast tańczyć, podpierali jedynie ściany, w czasie gdy na parkiecie drużyna Portugalczyka spuszczała lanie różowo-czarnym. 6:0 i do domu, marzenia o Riyadh Cup trzeba było odłożyć na kiedy indziej, bo w kolejce do sparingu czekał już HongKong Team. Tym razem Inter nie zawiódł i rozbił drużynę złożoną z gwiazd regionu i ligi aż 4:1. Mecz skończył się jednak niemałym międzynarodowym skandalem. Okazało się, że kibicom nie wystarczyło podziwianie popisów Roberta Taylora, Davida Ruiza i Lawsona Sunderlanda, gdyż na stadionie pojawili się po to tylko, żeby zobaczyć w grze Messiego, a Messi… nie zagrał z uwagi na drobny uraz. Zagrał natomiast trzy dni później w Tokyo, w meczu przeciwko Vissel Kobe, co dodatkowo rozjuszyło Hongkończyków, a Leo musiał gęsto się z tego wszystkiego tłumaczyć. Zresztą nawet jego obecność nie pomogła drużynie z Miami. Mecz z byłą ekipą piątego muszkietera, Iniesty, zakończył się bezbramkowym remisem, a w rozegranych dla zabawy rzutach karnych, lepsi okazali się Japończycy. Czas na powrót do Miami, ale to jeszcze nie koniec przedsezonowych przygód. Ostatnie spotkanie Inter rozegrał z Newell’s Old Boys, czyli pierwszym klubie Messiego, którego legendą jest przy okazji Gerardo Martino. Skończyło się towarzysko, 1:1. 8 spotkań, 1 zwycięstwo, 1 remis i 6 porażek. Czy w tym szaleństwie jest metoda? Absolutnie nie. Żadne ze spotkań nie służyło przetrenowaniu formacji, nie pozwoliło na wyklarowanie się optymalnego składu osobowego, ani nie pozwoliło zawodnikom na lepsze „dotarcie się”. Zawodnicy wrócili zmęczeni, a niektórzy, może zabrzmi to nieco dramatycznie, nie wrócili wcale. I po takim preludium, przychodzi czas na właściwy sezon, który może na zawsze zapisać się w historii klubu jako piękna fuga, jednak nie można również wykluczyć, że chociaż osobno świetni, artyści z Miami wypuszczą ze swoich instrumentów nieskładną kakofonię nieprzyjemnych dźwięków.

Jak mogliście się przekonać, historia Interu Miami to materiał na wieloodcinkowy serial dokumentalny przepełniony intrygami, mniejszymi i większymi dramatami, nieoczywistymi bohaterami i, jak na Amerykanów przystało, historii ze szczęśliwym zakończeniem. To ostatnie może jednak nie zostać spełnione w tym sezonie, choć oczekiwania wszystkich fanów są ogromne. 

 

Tekst pojawił się w Przewodniku Kibica MLS 2024, na stronie pojawił się po zakończeniu sprzedaży w wersji papierowej. 
Opracowanie: Katarzyna Przepiórka & Jędrzej Witt

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Discover more from AMERYKAŃSKA PIŁKA

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading