Po latach zaniedbań i marazmu Chicago Fire znalazło się na dnie i próbując się od tego dna desperacko odbić, zakopało się w mule. Jak do tego doszło? Jakim cudem klub, który w pierwszym sezonie w MLS zdobył mistrzostwo i puchar Stanów Zjednoczonych, dotarł do momentu, w którym nikt poważnie go nie traktuje? Dzisiaj przyjrzymy się temu, jakie działania doprowadziły do takiego stanu rzeczy.
HISTORIA CHICAGO FIRE W PIGUŁCE
Chicago Fire do Major League Soccer wchodzili w 1998 roku, czyli dwa lata po oficjalnym starcie rozgrywek. I trzeba przyznać, że było to wejście z przytupem. W pierwszym sezonie Strażacy zostali mistrzami MLS, co do dzisiaj nie udało się żadnej expansion team (nowa drużyna, która w danym roku wchodzi do MLS). W tym samym roku zdobyli też puchar Stanów Zjednoczonych. Do sukcesów znacząco przyczyniło się polskie trio (Nowak, Kosecki, Podbrożny), ale tę historię zostawmy sobie na inny tekst. Wydawało się, że Chicago Fire będą w stanie pójść za ciosem, ale już nigdy później nie sięgnęli po MLS Cup.
W 2000 roku Chicago Fire wciąż pod wodzą Boba Bradleya dotarli do finału MLS Cup, gdzie przegrali z Kansas City Wizards. Niepowodzenie odbili sobie jednak w finale U.S. Open Cup. Pewna era zakończyła się wraz z odejściem trenera Bradleya. Był to pierwszy zgrzyt, ale maszyna zwana Chicago Fire nadal funkcjonowała i to naprawdę nieźle. W pierwszym sezonie pracy Dave Sarachan stworzył drużynę, która pierwszy raz w historii zdobyła tytuł Supporters’ Shield (najlepszy zespół w sezonie regularnym). To nie był jednak koniec, bo Fire sięgnęli po puchar USA i dotarli też do finału MLS Cup, jak się później okazało ostatniego w historii. W następnym roku kibice pierwszy raz zetknęli się z brakiem awansu do play-offów. Jeszcze nie wiedzieli, że w niedługiej przyszłości będzie to dla nich rutyna. Z sezonu na sezon Strażacy wyglądali coraz gorzej, ale w 2006 udało się ostatkiem sił sięgnąć po U.S. Open Cup. Od tego momentu zaczęły się jednak prawdziwe schody.
Dave Sarach, Juan Carlos Osorio, Denis Hamlett, Carlos de los Cobos, a nawet Frank Klopas – każdy z nich próbował nawiązać do sukcesów, ale prawda jest taka, że nikt nie miał pomysłu, co dalej zrobić z zespołem, który nagle przestał prezentować się tak, jak na początku przygody z Major League Soccer. W końcu przyszła pora na Franka Yallopa, który dostał wolną rękę i przez niemal dwa sezony nie zaoferował nic konkretnego. Mało tego Chicago Fire w sezonie 2015 pierwszy raz w historii nie wygrali ani jednego wyjazdowego spotkania i zgarnęli Wooden Spoon (nagroda dla najgorszej drużyny w danym sezonie). Rzecz jasna z Yallopem pożegnano się jeszcze przed końcem rozgrywek.
W ciągu kilku sezonów Chicago Fire z klubu z chwilowymi problemami przerodzili się w ligowego średniaka, następnie w przeciętniaka i w końcu w jedną z najsłabszych drużyn w całej lidze. Do tej pory sygnały były ignorowane, ale w końcu zdecydowano się na drastyczne zmiany, mające przynieść konkretne efekty i odbudowę potęgi klubu, który wraz z wejściem do Major League Soccer siał postrach, a teraz stał się chłopcem do bicia.
JAK NIE WIADOMO O CO CHODZI, TO CHODZI O PIENIĄDZE
Cofnijmy się o rok. Na początku kwietnia 2019 James Vlahakis – prawnik, który do sezonu 2018 był oficjalnym zewnętrznym doradcą prawnym klubu, do dzisiaj jest bardzo blisko drużyny z Illinois i zdarza mu się pomagać w kwestiach prawnych kibicom Chicago Fire – opublikował na Twitterze informację o przenosinach Chicago Fire z Bridgeview do centrum miasta (już wtedy można się było domyślić, że chodzi o Soldier Filed) oraz o planowanym całkowitym rebrandingu.
Soon to be breaking #cf97 news from a solid source. Nice buyout for Village of Bridgeview, 2/3 of bond debt is being bought out. it is apparently a done deal. pic.twitter.com/rFP4UTVmFs
— J. Vlahakis (@jvlaha) April 2, 2019
Wpis Vlahakisa wywołał burzę wśród kibiców Chicago Fire i nie tylko. Najwięcej emocji wzbudził nawet nie sam rebranding, a potencjalna zmiana nazwy klubu na Chicago City Football Club i możliwość odcięcia się od historii. Nie ukrywajmy, kiedy po wpisaniu w wujka Google frazy „Chicago Fire” wyskakują ci informacje o nowym sezonie serialu lub możliwości obejrzenia go online, to masz spory problem. Jeszcze większy, kiedy jedyna fraza związana z klubem piłkarskim to „Chicago Fire FC”, gdzie pełna nazwa drużyny z Illinois to Chicago Fire Soccer Club… Oczywiście to wyniki wyszukiwania w Polsce, ale podobnie sytuacja ma się niemal wszędzie, bo Chicago Fire kojarzy się głównie z serialem, nie z drużyną piłkarską. Bez wątpienia klub powinien rozpatrzeć możliwości zmiany nazwy. To nie jest też tak, że kibice nie zauważają problemu, ale Chicago City FC nie zgromadziło zbyt wielu zwolenników. Nie przejdzie też odcięcie się od historii, to byłby strzał w stopę. Kibice, którzy przychodzą jeszcze na stadion (a tych jest coraz mniej), są do niej nieprawdopodobnie przywiązani i trudno się im dziwić, bo na ten moment pozostają im tylko wspominki starych dobrych czasów…
Bardzo szybko okazało się, że doniesienia Vlahakisa nie są bujdą na resorach, a Chicago Fire czekają naprawdę spore zmiany. Po licznych plotkach o przenosinach na Soldier Field na początku lipca klub oficjalnie podał do wiadomości, że zawarł porozumienie w sprawie wynajmu stadionu w Bridgeview. Zmienienie warunków umowy najmu oznacza przeniesienie się na Soldier Field w 2020 roku, które będzie kosztowało. Dokładnie wyniesie Chicago Fire 65,5 miliona dolarów, z czego 10 milionów muszą zapłacić z góry. Jednocześnie wciąż będą współpracować z Bridgeview, jeżeli chodzi o treningi i szkolenie młodzieży. Resumując, Chicago Fire muszą zapłacić $65,5mln za przeniesienie się na stadion do centrum miasta, który jest ogromnym molochem i nie zapełni się piłkarskimi kibicami nawet w połowie. Skąd było wiadomo, że będzie to Soldier Field jeszcze przed oficjalnym potwierdzeniem tej wiadomości? No cóż, ludzie odpowiedzialni za stronę internetową klubu nie popisali się i do sieci wyciekły informacje przy okazji zamawiania karnetów na nowy sezon, pojawiły się też grafiki promujące Soldier Field.
Whoopsie! #cf97 pic.twitter.com/cc1IpqvYNB
— Hot Time In Old Town (@HotTimeOldTown) July 22, 2019
W kwestii przenosin do miasta, zdania wśród fanów Chicago Fire były i wciąż są bardzo podzielone. Oczywiście nie rozchodzi się już o samą kwotę, która „pozwoli się uwolnić” od Bridgeview, a raczej o to, co dalej. Na stadionie nie pojawia się zbyt wielu fanów, a o wspaniałej atmosferze z przełomu wieków na ten moment można tylko pomarzyć. Powrót do miasta ma swoich zwolenników, ale pojawiają się także konkretne argumenty przeciw. Sama byłam w szoku, jak wielu kibiców stwierdziło, że wbrew pozorom dojazd na stadion może być wręcz utrudniony. Odległość pomiędzy SeatGeek Stadium w Bridgeview a Soldier Field to ok. 25km i trzydzieści/czterdzieści minut jazdy samochodem. Wiele osób spodziewa się podobnego czasu spędzonego za kółkiem przy próbie dotarcia na Soldier Field, a wszystko przez korki w centrum. Jak się okazuje, kibice będą narzekać zarówno w przypadku pozostania w Bridgeview, jak i przenosin do centrum. Oczywistym jest też, że domowego obiektu Chicago Bears (NFL) nie zapełnią piłkarscy kibice. Na stadionie nie pojawi się nagle ponad 60 000 fanów, biorąc pod uwagę, że w poprzednim sezonie średnia frekwencja Chicago Fire była najniższa w całej lidze. Będziemy mieli raczej do czynienia z podobnym przypadkiem jak NE Revolution, gdzie na Gillette Stadium nawet kilkanaście tysięcy kibiców wygląda wręcz komicznie. Biorąc pod uwagę możliwość odcięcia się od historii, należy założyć, że po początkowym boomie na całkowicie nową markę, może się okazać, że cała ta akcja nie była warta zachodu i będzie jednym wielkim finansowym fiaskiem, a przecież docelowo chodzi o zbudowanie marki, która będzie na siebie zarabiać.
Do spontanicznego ruchu #SaveTheFrire, który miał wzorować się na akcji #SaveTheCrew, dołączyło wielu fanów, a nawet Peter Wilt, który w 2006 roku został wpisany do galerii sław Chicago Fire. Podobnie jak większość kibiców sprzeciwiał się większości zmian. Te były jednak nieuniknione. Część z nich potwierdził Don Garber, udzielając obszernego wywiadu Yahoo Sports z okazji dwudziestej rocznicy objęcia stanowiska komisarza Major League Soccer: „Nie widziałem listu Petera, ale jestem podekscytowany tym, że Fire osiągnęli porozumienie z Bridgeview w sprawie przeprowadzki. Chociaż było to słuszne rozwiązanie w 2006 roku (wcześniej grali na Soldier Field), to tak naprawdę nie jest to odpowiednie dla zespołu MLS. Chicago to bardzo dobry rynek piłkarski i musimy dostarczać świetny produkt i środowisko. Właśnie na tym koncentruję się w rozmowach z właścicielami. Odnośnie do nazwy Fire – Nie mam większych oczekiwań. Pozostawię to właścicielom. Prowadzą badania i spędzają czas z zewnętrznymi ekspertami od brandingu, aby znaleźć dobre długoterminowe rozwiązanie, które będzie oparte na badaniach i danych, a mniej na emocjach”.
Wyciek dotyczący diametralnych zmian w Chicago Fire niemal na pewno był zamierzony. W kwietniu 2019 zatrudniono nowych specjalistów od marketingu i ekspertów od public relations. Delikatna próba wybadania gruntu wśród kibiców bez wątpienia ich rozwścieczyła, ale dostarczyła również osobom decyzyjnym mnóstwo informacji. Wtedy zastanawialiśmy się, na ile z nich skorzystają, a na ile podążą własną ścieżką, która najprawdopodobniej może odstraszyć dotychczasowego kibica. Choć w Illinois nie było wietrznie, to gorąca atmosfera nie przyczyniła się do zmiany decyzji i ostatecznie całkowity rebranding oraz zmiana nazwy na Chicago Fire FC stały się faktem.
Warto się jednak przyjrzeć temu, co tak naprawdę doprowadziło do takiej sytuacji. Po erze zwalniania trenerów i fatalnej gry klub z Illinois w końcu miał stanąć na nogi i powoli odbudowywać swoją pozycję na piłkarskiej mapie USA. Jak doszło do tego, że Chicago Fire grali jeszcze gorzej, kibice mają tego wszystkiego serdecznie dosyć, a władze dolewają oliwy do ognia i myślą o nowej dochodowej marce, która na ten moment jest jedną wielką niewiadomą?
CO POSZŁO NIE TAK I DLACZEGO WSZYSTKO?
Wróćmy do momentu pożegnania się z Frankiem Yallopem. Po fatalnym sezonie 2015 ktoś w końcu poszedł po rozum do głowy, że nie da się dłużej pudrować trupa i trzeba podjąć konkretne działania, jeżeli Chicago Fire mają jeszcze kiedykolwiek wrócić na szczyt. Dyrektorem generalnym klubu został Nelson Rodríguez i to właśnie od niego rozpoczęła się cała rewolucja.
18 listopada 2015 roku nastała nowa era. Nowy GM dokonał pierwszych ruchów, a konkretniej zwolnień. Z pracą pożegnał się m.in. trener bramkarzy, trener przygotowania fizycznego, dyrektor skautingu czy dyrektor operacyjny. Kilka dni później nowym szkoleniowcem Chicago Fire został Veljko Paunovnić, który dopiero co zdobył Mistrzostwo Świata U-20 z Serbią. To ta dwójka miała wprowadzić klub z Wietrznego Miasta ponownie na salony. Od tamtej pory minęło już sporo czasu i trzeba sobie jasno powiedzieć, że coś poszło nie tak. Chicago Fire wciąż mają ogromny problem z dogonieniem peletonu, a sezon 2017 można uznać za pojedynczy wyskok, zresztą niepoprawni marzyciele po pierwszym od dawna awansie do play-offów już w pierwszej rundzie zostali bardzo szybko sprowadzeni na ziemię. Bęcki od NY Red Bulls przed własną publicznością i wracamy do punktu wyjścia. Nikogo chyba nie dziwi fakt, że Paunović po sezonie 2019 pożegnał się z pracą. Wciąż jednak pozostaje pytanie: dlaczego tak późno?
JAK NIE BUDOWAĆ SKŁADU – PORADNIK WEDŁUG CHICAGO FIRE
Poza małymi wyjątkami Chicago Fire to niemal idealny przykład na to, jak nie budować składu. Żeby w pełni zrozumieć złą sytuację kadrową Strażaków, trzeba przytoczyć choć część przepisów Major League Soccer, do których każdy z klubów musi się dostosować, budując skład swojej drużyny. Wbrew pozorom jest to bardzo ważne, żeby zrozumieć, jakie błędy zostały popełnione przez włodarzy klubu z Illinois. Po pierwsze w trzydziestoosobowej kadrze może się znaleźć maksymalnie trzech Designated Player (piłkarzy, których pensja nie wlicza się do salary cap) i ośmiu piłkarzy o statusie międzynarodowym (bez zielonej karty, w przypadku klubów z USA również Kanadyjczycy, którzy nie mają zielonej kary i odwrotnie w przypadku kanadyjskich drużyn). Salary cap wynosi w sezonie 2019 dokładnie 4 240 000 dolarów na zespół (4 035 000 dolarów w sezonie 2018). Oczywiście nie jest to sztywna kwota, bo… zespoły wymieniają się pomiędzy sobą miejscami dla graczy International, zawodnikami i mniejszymi lub większymi kwotami General Allocation Money (każdy zespół miał do dyspozycji $200 000) i Targeted Allocation Money ($1,2 mln na sezon 2018 i $1,2mln na sezon 2019; kwoty mogły wzrosnąć do $2,8mln). Żeby nieco ułatwić sprawę, będę używać skrótów GAM (General Allocation Money) i TAM (Targeted Allocation Money). Do czego te pieniądze służą? GAM głównie do zakontraktowania piłkarzy, którzy wcześniej nie grali w MLS, do zmniejszenia wynagrodzenia piłkarzy Desginated Player czy „wykupienia” wynagrodzenia piłkarza z salary. TAM głównie do „wykupienia” piłkarzy o statusie Designated Player czy zakontraktowania piłkarzy, pod warunkiem, że pensja takiego zawodnika jest wyższa niż maksymalna kwota wynagrodzenia. Całość jest oczywiście znacznie bardziej skomplikowana, ale dzisiaj nie o tym.
W sezonie 2018 włodarze Chicago Fire wydali na pensje zawodników 13 824 204 dolarów. Można powiedzieć, że to swego rodzaju przekłamanie, bo jest to kwota z pensjami zawodników o statusie Designated Player, a przecież wiadomo, że ta nie wlicza się do salary cap. Problem polega na tym, że i bez wydatków przeznaczonych na DP, Strażacy wydają naprawdę bardzo dużo. Tylko trzy kluby płaciły średnio swoim piłkarzom więcej od Chicago Fire (Toronto FC, LA Galaxy i New York City FC). Tak, Atlanta United, czyli zespół, który sięgnął w sezonie 2018 po mistrzostwo, płacił mniej od Chicago Fire… Za nimi uplasowali się też Los Angeles FC, Seattle Sounders (mistrzowie 2019), Orlando City, D.C. United czy finalista MLS Cup 2018 – Portland Timbers. Mało tego, według raportu Sporting Intelligence (Global Sports Salaries Survey 2018) średnie zarobki w Chicago Fire były wyższe niż w 1. FC Nürnberg, Empoli i sporej liczbie klubów Ligue 1. Dokładnie 40% klubów w lidze francuskiej płaciło średnio mniej od Chicago Fire.
Oczywiste jest, że Chicago Fire mocno przepłacają. Należy w tym momencie dodać, że nie należą do najbogatszych klubów. Nie przeszkadza im to jednak w szastaniu kasą. Można pomyśleć, że skoro włodarze wykładają aż tak duże pieniądze na pensje piłkarzy, to z pewnością wiąże się z tym przynajmniej piłkarska jakość. Nic bardziej mylnego. I o ile w przypadku Major League Soccer nie można mówić o lidze emerytów, tak Chicago Fire jest tutaj wyjątkiem. Przeciętny obserwator może stwierdzić, że to klub, który wręcz upodobał sobie ściąganie zawodników w podeszłym wieku, którzy w dodatku mają ogromne problemy z grą na chociażby przyzwoitym poziomie.
Taki krótki wstęp w zupełności wystarczy, żeby pokrótce zobrazować, iż działania Chicago Fire na rynku transferowym pozostawiają wiele do życzenia. Warto zatem przyjrzeć się bliżej niektórym z nich.
SEZON 2016
Pierwszy rok pracy trenera Paunovicia można uznać za stracony. Sporo niezrozumiałych ruchów podczas SuperDraftu, o czym będziecie mogli przeczytać później i jeszcze więcej nieudanych ruchów na rynku transferowym. To właśnie wtedy do ekipy z Wietrznego Miasta dołączył m.in. David Arshakyan. Nie kojarzycie? Wcale mnie to nie dziwi. Chłopak miał być nadzieją w ataku, a okazał się totalnym beztalenciem, który przez dwa sezony pojawiał się na treningach, czasami wybiegł dla niepoznaki na boisko i zgarnął wypłatę. Zaciąg przeciętniaków z MLS też lepiej przemilczeć. Klub za to pozbył się całkiem ciekawie zapowiadającego się wychowanka. Harry Shipp zamienił Chicago na Montreal. Wydawało się, że Strażacy będą sobie pluć w brodę, ale chłopak po niezłym sezonie 2015 dopiero w tym roku nawiązał do występów na podobnym poziomie. Jedyny ruch, który zasługuje na uwagę i pochwałę to ściągnięcie Johana Kappelhofa z Groningen. Co prawda na tle beznadziejnej obrony nie było się trudno wyróżnić, ale warto zwrócić uwagę, że utrzymał się w składzie do dzisiaj.
Jak zawsze w kadrze pojawiło się kilku zawodników, których należy uważać za zbędny dodatek i obciążenie budżetu. Nie pozwala sobie na to niemal żaden klub Major Leauge Soccer, rozsądnie budując głębię składu, ale w przypadku Chicago Fire raczej nie możemy mówić o wynagrodzeniach adekwatnych do umiejętności i roli w zespole, więc krótkie podsumowanie zbędnych wydatków w sezonie 2016.
SEZON 2016 |
|||
Piłkarz | Wiek |
Rozegrane minuty (sezon regularny MLS) |
Wynagrodzenie (Guaranteed Compensation) |
w kadrze od początku sezonu |
|||
Patrick Doody | 24 | 0 | $65 000 |
Eric Gehrig | 27 | 259 | $112 708,33 |
David Arshakyan | 20 | 323 | $142 850 |
Joey Calistri | 23 | 345 | $51 500 |
Nick LaBrocca | 30 | 514 | $110 000 |
Opracowanie własne, wiek zawodników w danym sezonie
SEZON 2017
Rewolucja kadrowa to idealne określenie tego, co działo się przed startem rozgrywek w 2017 roku. Największym wzmocnieniem był oczywiście Bastian Schweinsteiger. Oprócz tego do zespołu dołączył Nemanja Nikolić, Dax McCarty czy wychowanek – Djordje Mihailović. Każdy z tych transferów był udany, choć części do ideału sporo brakowało. O ile ściągnięcie Nikolicia było strzałem w dziesiątkę, tak do transferu Bastiana można się przyczepić. Gwiazda w podeszłym wieku, w dodatku z olbrzymim kontraktem. Gdyby to był drugi David Villa czy Wayne Rooney, nie byłoby problemu, choć nawet Rooney zarabiał mniej od Niemca. I nie chodzi mi tutaj o pozycję na boisku, a zaangażowanie i wartość dodaną dla drużyny. W przypadku Bastiana możemy aktualnie mówić o średniej jakości środkowym obrońcy, który dobre mecze przeplata złymi, przy czym przewaga tych drugich jest znacząca. Ściągnięcie Daxa McCarty’ego (trade z NY Red Bulls na dwa dni po ślubie) wydawało się nieprawdopodobną okazją na zakontraktowanie świetnego wówczas defensywnego pomocnika, ale pokazało też, jaką drogę obierają Strażacy. NY Red Bulls oddali 30-letniego wówczas Daxa, który grał na tej samej pozycji co młody utalentowany wychowanek. Jak się okazało, Tyler Adams podbił ligę, okazał się jeszcze lepszy od Daxa, a w poprzednim sezonie bez kompleksów wszedł do Bundesligi. Tymczasem w Illinois zostali z weteranem, który z roku na rok gra coraz słabiej…
Chicago Fire nie specjalizują się w dobrych wyporach w SuperDrafcie, ale akurat w sezonie 2010 trafili znakomicie. Bardzo rzadko zdarza się, że gracz wybrany ze stosunkowo niskim pickiem okaże się wybitnym talentem. Sean Johnson został wybrany dopiero w czwartej rundzie jako #51 i ostatni gracz Generation Adidas (najmłodsi gracze, którzy de facto powinni wciąż uczyć się na uniwersytecie) w tym drafcie. Chicago Fire w tym czasie grali fatalnie, ale akurat do bramkarza Strażaków rzadko można było mieć pretensje. Co zrobili zatem włodarze? Zamiast zacząć budować skład od stosunkowo młodego goalkeepera, oddali go Atlanty United, a ci z kolei przekazali do New York City FC, którzy zyskali jednego z najlepszych bramkarzy w całej lidze. Kolejny przykład jak nie robić interesów…
SEZON 2017 | |||
Piłkarz | Wiek | Rozegrane minuty (sezon regularny MLS) | Wynagrodzenie (Guaranteed Compensation) |
w kadrze od początku sezonu | |||
Matej Deković | 23 | 0 | $65 004 |
David Arshakyan | 21 | 22 | $178 850 |
John Goossens | 27 | 90 | $233 333,33 |
Daniel Johnson | 22 | 126 | $65 004 |
Patrick Doody | 25 | 629 | $53 471 |
Jorge Bava | 36 | 720 | $267 133,34 |
Michael Harrington | 30 | 798 | $136 666,67 |
w kadrze od drugiej części sezonu | |||
Christian Dean | 24 | 220 | $93 125 |
Opracowanie własne, wiek zawodników w danym sezonie
SEZON 2018
Jesienią 2017 Chicago Fire zostali brutalnie zweryfikowani w pierwszej rundzie play-offów. Co zrobili włodarze? Po bardzo dobrym sezonie Davida Accama, który ciągnął za uszy Nikolicia i spółkę, postanowiono go oddać. Zawodnik, który do Wietrznego Miasta pasował idealnie i nigdzie nie czuł się tak dobrze. Co prawda to Nemanja Nikolić sięgnął po Złotego Buta, ale bez ghańskiego skrzydłowego mógłby o tym wyróżnieniu tylko pomarzyć. W nagrodę dowiedział się, że podczas SuperDraftu 2018 zmieni barwy. Chicago Fire zgarnęli $300 000 GAM i $900 000 TAM, ale jak to zwykle z nimi bywa, nie wykorzystali tych naprawdę dużych pieniędzy z pożytkiem.
Wydawało się, że ściągnięcie w jego miejsce Aleksandara Kataia jest beznadziejnym pomysłem. W końcu Serb w sezonie 2017/18 rozegrał zaledwie 52 minuty w barwach Deportivo Alavés. Początkowo skrzydłowy został wypożyczony do końca sezonu. Okazało się jednak, że gra wyśmienicie i to Nikolić stoi w jego cieniu. W momencie, kiedy coś zaczyna iść po myśli Chicago Fire, niemal zawsze pojawiają się schody. Tak było i tym razem, bo hiszpański klub nie chciał zgodzić się na wykupienie. Pojawiły się więc kombinacje. Po wielu debatach postanowiono przedłużyć wypożyczenie… do 10 lipca, tego samego roku. Dzień później doszło do porozumienia i wykupiono zawodnika, ale ostateczna kwota nie została ujawniona. Zgodnie z obietnicami 28-latek dostał kontrakt Designated Player, ale podobnie jak Nikolić po pierwszym bardzo dobrym sezonie, w kolejnym nie potrafi nawiązać już do reprezentowanego wcześniej poziomu.
Ostatecznie nie dokonano niemal żadnych znaczących wzmocnień, ale zaproponowano kontrakty średniakom z SuperDraftu, w dodatku o statusach graczy międzynarodowych. Chicago Fire standardowo zrobili krok w przód i potem się cofnęli. W pewnych kwestiach nie zmienia się nic.
SEZON 2018 | |||
Piłkarz | Wiek | Rozegrane minuty (sezon regularny MLS) | Wynagrodzenie (Guaranteed Compensation) |
w kadrze od początku sezonu | |||
Rafael Ramos | 23 | 105 | $100 800 |
Christian Dean | 25 | 178 | $93 125 |
Daniel Johnson | 23 | 261 | $68 254 |
Luis Solignac | 26 | 702 | $353 31250 |
Tony Tchani | 29 | 824 | $353 333,33 |
w kadrze od drugiej części sezonu | |||
Nicolás Del Grecco | 24 | 0 | $91 125 |
Yura Movsisyan | 31 | 58 | $2 073 750 |
Opracowanie własne, wiek zawodników w danym sezonie
SEZON 2019
Budowa składu na poprzedni sezon to przede wszystkim rozczarowania. Brandon Vicent zakończył karierę, mając 24 lata. Oczywiście dziury na lewej obronie nie załatano. Rok starszy Christian Dean też zawiesił buty na kołku. Doświadczony joker – Alan Gordon również postanowił przejść na emeryturę. Obronę wzmocniono 30-letnim Marcelo, który w drugiej części sezonu niemal nie grał. Później ściągnięto kolejnego weterana do defensywy – 34-letniego Jonathana Bornsteina. Równie słabą bramkę wzmocniono Davidem Oustedem (34 lata), a w trakcie sezonu dołączył 33-letni Kenneth Kronholm. Istny dom starców…
Względnie udane ruchy transferowe to ściągnięcie Nico Gaitána, Przemysława Frankowskiego i Francisco Calvo. Z pewnością nie spodziewano się też aż tak dobrej gry po Sapongu, który miał pełnić rolę rezerwowego, a był jednym z najskuteczniejszych zawodników Chicago Fire. Spodziewano się zdecydowanie więcej, a wyszło jak zawsze.
Żeby zbudować skład zgodny z wymogami MLS, trzeba się naprawdę nieźle nagłowić. Nie jest to jednak niemożliwe. Wystarczy spojrzeć na New York City FC, którzy w realiach Major League Soccer poruszają się naprawdę znakomicie, mają nieprawdopodobną głębię składu, świetnie zarządzają pieniędzmi i akademią. Niestety w Illinois nie jest tak kolorowo. Już po starcie ligi w kadrze Chicago Fire nagle znalazło się aż 12. piłkarzy o statusie International. Przypomnę, że każda drużyna może mieć takich zawodników maksymalnie ośmiu, chyba że uzyskali takie miejsce od innej drużyny. Strażacy mieli tylko jedno dodatkowe miejsce, więc pojawiło się mnóstwo problemów. I tak przed samym startem ligi zaczęto ratować się wypożyczeniami. Nie mając ani jednego nominalnego lewego obrońcy, Chicago Fire byli zmuszeni wypożyczyć Raheema Edwardsa, który jako jedyny mógł tę dziurę załatać. Wahadłowy skrzydłowy, który może też grać na lewej obronie został zatem wypożyczony na samym początku rozgrywek do Lansing Ignite FC (klub afiliacyjny Chicago Fire w USL League One – trzeci poziom rozgrywkowy). Podobny los spotkał Elliota Colliera, ale w jego przypadku wypożyczenie do Memphis 901 FC (USL Championship, drugi poziom rozgrywkowy) okazało się w miarę długoterminowe. Nie zmienia to faktu, że to klub z Illinois musi pokryć koszty jego wynagrodzenia ($57 225). Mo Adams może i pokazywał się z lepszej strony od Bastiana czy Daxa McCarty’ego, ale i on został zesłany do USL, a potem oddany za grosze do Atlanty United, o czym trochę szerzej później. Z klubu odszedł też Nicolas Hasler, za którego niecały rok wcześniej Strażacy oddali jeden z największych talentów SuperDraftu 2018 i jeszcze dopłacili w allocation money. Może należałoby zatem zacząć się rozglądać za zawodnikami, którzy będą pasowali do koncepcji trenera, będą stosunkowo młodzi i będą posiadali zieloną kartę? I nie mówmy, że problemem są pieniądze, w końcu jak na możliwości MLS Chicago Fire wydali sporą fortunę, żeby utrzymać piłkarzy, którzy w zdecydowanej większości są przepłaceni.
Jak wiadomo, w MLS kwoty wszystkich kontraktów są ujawniane dwa razy do roku. W sezonie 2019 lista pojawiła się 1 czerwca i od razu można było się przekonać, że Chicago Fire nie popisali się również, jeżeli chodzi o kontrakty dla graczy Designated Player. Jeden z najsłabszych klubów Major League Soccer wypłacał niemal $9mln na trzech podstarzałych graczy, z których żaden nie prezentuje poziomu godnego takiego kontraktu. Warto zwrócić uwagę, że jedynie LA Galaxy i Toronto FC płacą więcej za utrzymanie swoich DP. Nie trzeba dodawać, że oba kluby zatrudniają jednak „nieco” lepszych zawodników. Dla przeciętnego obserwatora MLS zaskakujące może być również to, że Strażacy na kontrakty dla DP przeznaczyli niemal $3,5mln więcej niż ówczesny mistrz – Atlanta United. Mniej płacili także Los Angeles FC, New York City FC czy Seattle Sounders, a mówimy przecież o zespołach z zupełnie innej półki…
W poprzednim roku wydatki Strażaków ponownie poszły w górę i zamiast ~$13,6mln płacili swoim piłkarzom ok. $16,9mln. Tylko Toronto FC i LA Galaxy wydają więcej od klubu z Illinois. Włodarze Chicago Fire mogliby z powodzeniem prowadzić wykłady na temat ściągania słabych piłkarzy, a przede wszystkim wydawania na nich fortuny. Cały czas podkreślam, że mówimy o lidze, gdzie salary cap oscyluje w granicach $4 240 000 na cały zespół.
MŁODZIEŻ I AKADEMIA
Do MLS swego czasu przylgnęła łatka ligi dla emerytów, choć każdy średnio rozgarnięty kibic wie, że jest to jeden z najbardziej krzywdzących mitów, który już dawno został obalony, a średnia wieku w lidze jest z roku na rok coraz niższa. Oczywiście wyjątkiem od reguły jest Chicago Fire. Średnia wieku kadry w poprzednim roku to 26,85. Znacznie gorzej wygląda to, jeżeli przyjrzymy się podstawowej jedenastce. W ostatnich meczach średnia wahała się od ~29,8 do ~30,7…
Jedynymi zawodnikami poniżej 23. roku życia, którzy w tym sezonie dostali szansę na grę są Jeremiah Gutjahr, który w dużej mierze grał tylko i wyłącznie dlatego, że Paunović nie miał żadnej alternatywy, i Djordje Mihailović. Ten drugi akurat jest naprawdę dobrym piłkarzem, ale trener ostatnio daje mu mniej szans. Na tle innych klubów Major League Soccer wygląda to po prostu słabo. Ci, którzy starają się śledzić rozgrywki, dobrze wiedzą, że nie należy pocieszać się beznadziejnym wynikiem Houston Dynamo, jeżeli chodzi o ranking graczy U-23. Klub z Teksasu ma w składzie sporą liczbę zawodników z roczników ’96 i ’95, a Mauro Manotas czy Alberth Elis zostaną jeszcze sprzedani z zyskiem, czego nie można powiedzieć o większości piłkarzy Chicago Fire.
Od lat styczniowe zgrupowanie reprezentacji Stanów Zjednoczonych przeznaczone jest dla piłkarzy Major League Soccer, którzy mają w tym czasie przerwę między rozgrywkami i nie rozpoczęli jeszcze przygotowań do nowego sezonu. W poprzednim roku powołanie od Gregga Berhaltera dostał m.in. wspomniany wcześniej wychowanek Chicago Fire – Djordje Mihailović, który w debiucie strzelił pierwszego gola w barwach narodowych. Trzy tygodnie wcześniej Nelson Rodríguez stwierdził w rozmowie z ExtraTime Radio (podcast prowadzony przez dziennikarzy pracujących dla MLS), że akademia nie jest na tyle dobra, żeby domagać się stworzenia drużyny rezerw. Mniej więcej w tym samym czasie kontrakt z pierwszą drużyną podpisał wówczas 17-letni lewy obrońca Andre Reynolds II (rocznik 2001), który został powołany na mecz MLS Homegrown vs. Chivas U20 podczas tygodnia MLS All-Star.
W sierpniu 2018 dyrektor generalny pytał MLS o możliwość rezygnacji akademii, rozważał również sprzedaż praw do nazwy akademii, bardzo szybko przypominano mu, że jest to jeden z wymogów, które muszą spełnić drużyny grające w tej lidze. Nie przeszkodziło to jednak w wycofaniu kolejnych zespołów z rozgrywek U.S. Soccer Development Academy (w USA za ogólnokrajowe rozgrywki na poziomie młodzieżowym odpowiada związek piłkarski). Rozpoczęto od wycofania zespołu U-13, a od następnego roku zabraknie także drużyny U-18/19. Oficjalnym wytłumaczeniem przy rezygnacji z U-13 na poziomie USSDA było stwierdzenie, że w tej kategorii wiekowej jest „zbyt słaba konkurencja”, jednocześnie zdecydowano, że będą oni grali w lidze niepodlegającej Development Academy w tej kategorii wiekowej, ale na terenie Chicago. Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. I tutaj warto dodać, że przecież to klub musi pokryć koszty wyjazdów, a system USSDA obejmuje cały kraj i to już niestety przerasta możliwości finansowe klubu z Illinois. W każdym razie od przyszłego roku w USSDA zostaną tylko zespoły U-14, U-15 i U-16/17. Przez twoją akademię przewinęli się tacy piłkarze jak Harry Shipp, Collin Fernandez, Djordje Mihailović, Andrew Gutman, Grant Lillard, zakontraktowani przed tym sezonem Andre Reynolds II, Jeremiah Guthjahr czy Gabriel Slonina, ale stwierdzasz, że najlepszym pomysłem będzie po prostu zrezygnowanie z akademii. No tak, najbardziej sensowne rozwiązanie. Na koniec warto dodać, że przez Chicago Sockers (akademia, wcześniej drużyna amatorska na czwartym poziomie rozgrywkowym, gdzie często grali zawodnicy z lig uniwersyteckich) przewinęli się tacy piłkarze jak Michael Bradley, Chris Mueller, Will Johnson czy Mike Magee, których nie dostrzegł nikt z Chicago Fire. Nie mówmy więc, że akurat w tym mieście w USA nie można znaleźć piłkarzy. Co w takim razie mają powiedzieć w Kansas City czy Salt Lake City? Ah, no tak tam są jedne z najlepszych akademii w kraju i co roku do pierwszej drużyny dołączają nowi wychowankowie. Też nie mogą znaleźć piłkarzy? Nie, po prostu postawili na rozwój młodych, rozbudowali akademię, mają mocne zespoły afiliacyjne w USL i czerpią z tego korzyści. Akademia Seattle Sounders była jedną ze słabszych w kraju, wprowadzono zatem pięcioletni plan naprawczy i już dzisiaj widać pierwsze efekty, a w drugiej drużynie grają niemal sami kilkunastoletni wychowankowie. W Chicago jeszcze do tego nie dorośli.
Najbardziej absurdalna jest jednak historia wspomnianego wcześniej Andrewa Gutmana. Chicago Fire nie uznali swojego wychowanka za wystarczający talent i nie zaoferowali mu kontraktu, więc Andrew dołączył do jednej z najlepszych drużyn uniwersyteckich (Indiana Hoosiers), z którą zawsze grał w głównych turniejach o mistrzostwo NCAA (liga uniwersytecka). Jakby tego było mało, to właśnie on sięgnął w 2018 roku po MAC Hermann Trophy, czyli nagrodę dla najlepszego gracza spośród zawodników w lidze uniwersyteckiej. Prawo do zawodnika wciąż mieli Chicago Fire i mogli zaproponować mu kontrakt. Po czterech latach spędzonych w lidze uniwersyteckiej 22-latek otrzymał propozycję umowy na rok z jednym z najniższych wynagrodzeń w lidze (niewiele ponad $50 000 rocznie). Chciało go kilka klubów, w tym Celtic. Nic zatem dziwnego, że chłopak wybrał europejski zespół, z którym podpisał 3,5-letni kontrakt. Problemem okazał się jednak brak pozwolenia na pracę. Szkocki klub chciał wypożyczyć Gutmana do Nashville SC, gdzie chłopak mógłby się ogrywać. Klub od następnego sezonu wchodzi jednak do MLS, a wypożyczenie zostało zablokowane właśnie przez władze ligi. Należy dodać, że transfery w MLS odbiegają nieco od transferów w Europie. Kluby podlegają lidze i to właśnie do siedziby MLS spływają wszystkie oferty, dopiero potem ustalane są wszystkie szczegóły z danym klubem. Dlaczego MLS zdecydowali się na zblokowanie wypożyczenia? Prawa do zawodnika wciąż mają Chicago Fire, którzy nie mając alternatywy na lewej obronie, go nie chcieli… Wyglądało to na celowe „ukaranie” zawodnika za to, że nie podpisał niekorzystnego kontraktu z Chicago Fire, co najzwyczajniej w świecie nie było jego obowiązkiem. Ostatecznie Gutman trafił na wypożyczenie do Charlotte Independence (USL Championship), gdzie był jedną z najważniejszych postaci w zespole. Dostrzegli to włodarze m.in. FC Cincinnati i wykupili prawa do zawodnika za $50 000 GAM i wybór w trzeciej rundzie SuperDraftu 2020, czyli de facto za grosze. Oczywiście piłkarz wciąż ma ważny kontrakt z Celticem, ale teraz został wypożyczony do FC Cincinnati do końca sezonu 2020 i z miejsca zadebiutował w wyjazdowym derbowym meczu z Columbus Crew. Mało tego, obok Przemysława Tytonia był jednym z najlepszych na boisku. Chicago Fire kolejny raz mogą sobie pluć w brodę, bo wiele wskazuje na to, że Gutman może być jeszcze lepszym piłkarzem od Vincenta, którego też się pozbyli, ale o tym później.
SUPERDRAFT MAJOR LEAGUE SOCCER
Skoro Strażakom nie wychodzi budowanie składu poprzez ściąganie piłkarzy z Europy lub Ameryki Południowej, transfery wewnątrz ligi, a nawet w oparciu o własnych wychowanków, to może chociaż radzą sobie w SuperDrafcie MLS? W końcu skoro są słabi, to dostają możliwość wyboru najlepszych piłkarzy. Niestety kluby z Chicago mają dziwną tendencję do podejmowania niezrozumiałych decyzji podczas draftu. Tyczy się to zarówno Chicago Bulls, jak i Chicago Fire. Strażacy spartaczyli sprawę po całości, więc warto przytoczyć kilka przykładów z ostatnich lat.
SuperDraft 2015
Jedynym ruchem godnym odnotowania z SuperDraftu 2015 jest wybór Matta Polstera z numerem siódmym. Początkowo grał w środku pola, a potem został przesunięty na prawą obronę i okazało się, że radzi tam sobie naprawdę nieźle. Sezon 2018 spędził na leczeniu kontuzji kolana, wracając na ostatnie dwa mecze sezonu regularnego. Oczywiście nie przedłużono z nim kontraktu, bo proponowana propozycja nie zadowoliła samego piłkarza i jego agenta. Nie ściągnięto też zastępstwa, a w podpisaniu umowy z Rangers pomagał Bastian Schweinsteiger i dyrektor techniczny Atlanty United – Carlos Bocanegra. Teraz klub ma nadzieję, że Brandt Bronico podobnie jak Polster zacznie grać na wysokim poziomie na prawej obronie zamiast w środku pola…
SuperDraft 2016
Największym wyrzutem Chicago Fire powinien być jednak Jack Harrison. W sezonie 2015 piłkarze z Wietrznego Miasta grali na tyle fatalnie, że zgarnęli pierwszy wybór w SuperDrafcie. I wybrali właśnie Jacka Harrisona, nie mogło być inaczej. W 2014 roku wygrał USYSA Golden Ball, rok później został laureatem najbardziej prestiżowej indywidualnej nagrody dla młodych sportowców z amerykańskich szkół średnich, czyli Gatorade Player of the Year. W lidze uniwersyteckiej (Wake Forest) spędził tylko rok, był za dobry. To miała być nadzieja na lepsze jutro dla Chicago Fire. Jak się okazało, włodarze klubu z Illinois oddali Harrisona do New York City FC. Pierwszy raz w historii MLS mieliśmy do czynienia z taką sytuacją i z pewnością nie było to warte żadnych pieniędzy (allocation money) i czwartego wyboru w tym samym drafcie. Harrison wszedł sobie z buta do MLS i z miejsca stworzył świetny duet z Davidem Villą. W pierwszym sezonie rywalizację o Rookie of the Year przegrał tylko z wychowankiem Seattle Sounders – Jordanem Morrisem. Rok później miał udział przy niemal 35% bramkach strzelonych przez NYCFC. Wtedy też trafił do Manchesteru City. Aktualnie został wypożyczony do Leeds United na drugi sezon z rzędu, gdzie jest podstawowym piłkarzem Marcelo Bielsy.
Co się stało z czwartym wyborem w tym drafcie? Chicago Fire ściągnęli do siebie Brandona Vincenta. Lewego obrońcę, który przed debiutem w pierwszej drużynie Strażaków zadebiutował w reprezentacji USA. Jeden z najlepszych lewych obrońców w lidze, w Chicago Fire niezastąpiony. To właśnie on był zawodnikiem, który obok Davida Accama przyczynił się najbardziej do zdobycia Złotego Buta przez Nemanję Nikolicia w sezonie 2017. Przypominam jednak, że jesteśmy w Illinois, więc ta historia nie może mieć dobrego zakończenia. 24-letni Brandon Vincent zawiesił buty na kołku po sezonie 2018. Warto dodać, że chłopak jest absolwentem Stanfordu, gdzie oprócz grania w piłkę studiował ekonomię i pracując w zawodzie zarobiłby więcej, niż na grze w MLS, a dostawał dokładnie rocznie $144 250 (bazowa stawka $122 375). Zdecydowanie gorsi piłkarze zarabiali więcej od niego, a należy zaznaczyć, że sam zawodnik nie oczekiwał ogromnej podwyżki. Ostatecznie Vincent podjął decyzję o zakończeniu kariery, a klub nie był w stanie zatrzymać jednego ze swoich najlepszych zawodników. Później do sieci wyciekły dokumenty i okazało się, że Nelson Rodríguez i tak miał zamiar się go pozbyć i oddać do FC Cincinnati na zasadzie wymiany… Sam Vincent uzyskał jeden z najbardziej prestiżowych i globalnych tytułów zawodowych przyznawanych w branży finansowej (CFA), a teraz odpowiada za rozwój i strategię w firmie Asurion, która zapewnia ubezpieczenie smartfonów, tabletów, elektroniki użytkowej, urządzeń, odbiorników satelitarnych czy biżuterii, zatrudnia ponad 19 000 pracowników, obsługując ponad 300 milionów konsumentów. I pomyśleć, że wystarczyła niewielka podwyżka, żeby Brandon Vincent biegał dzisiaj po boiskach MLS zamiast pod krawatem…
SuperDraft 2017
Po oddaniu rok wcześniej Jacka Harrisona, Chicago Fire oczywiście nie wyciągnęli wniosków i tym razem oddali New York City FC trzeci wybór w SuperDrafcie za $250 000 GAM, a włodarze klubu z Bronxu zatrudnili Jonathana Lewisa z Akron (jedna z najlepszych piłkarskich drużyn uniwersyteckich). Skrzydłowy był wręcz idealnym zmiennikiem, zadebiutował też w reprezentacji Stanów Zjednoczonych, ale zasługiwał na regularną grę. W maju 2019 przeniósł się do Colorado Rapids z miejsca zaczął zapewniać liczby. Z numerem jedenastym wybrali Daniela Johnsona, który w pierwszym sezonie zerwał więzadła krzyżowe i już nie dostał prawdziwej szansy. Po poprzednim sezonie zawiesił buty na kołku. Jakby tego było mało, zapłacili Toronto FC $75 000 TAM za #26 i #27 pick. Stefan Cleveland okazał się za słabym bramkarzem na pierwszy zespół i nie poszedł w ślady wspomnianego wcześniej Seana Johnsona, a Guillermo Delgado nawet nie podpisał umowy z pierwszym zespołem. Jedynym, który się ostał był wybrany jako #47 Brandt Bronico, który niedawno przedłużył kontrakt do 2020 roku.
SuperDraft 2018
Chicago Fire nieźle namieszali i jeszcze więcej stracili. Za piąty wybór w SuperDrafcie oddali swój 15. wybór, $75 000 GAM, $100 000 TAM i jeszcze swojego bramkarza – Matta Lampsona. Wszystko po to, żeby ściągnąć Jona Bakero, a potem rzucać mu kłody pod nogi i oddać za bezcen do Toronto FC. Tak, nazwisko możecie kojarzyć, bo to syn José Marii Bakero, który występował swego czasu nawet w młodzieżówkach Lecha Poznań. Chłopak grał na Uniwersytecie Wake Forest, skąd wyszło sporo ciekawych zawodników. Sam, podobnie jak Gutman, zdobył nagrodę MAC Hermann Trophy i był jednym z najbardziej technicznych zawodników, którzy trafili do draftu. Chicago Fire mieli na tej pozycji duże braki, ale Bakero dostał zaledwie 75 minut w MLS, a trener Veljko Paunović co chwilę wypożyczał go do klubu afiliacyjnego, gdzie radził sobie bardzo dobrze, żeby za chwilę ściągnąć go na treningi do pierwszej drużyny Chicago Fire. W końcu 20 lipca oddali go do Toronto FC za Nicolasa Haslera, dopłacając $50 000 GAM… W tym sezonie Bakero został wypożyczony do aktualnie najmocniejszej drużyny w USL – Phoenix Rising i radzi sobie tam bardzo dobrze. Regularnie gra w pierwszym składzie, wykreował kolegom 50 sytuacji bramkowych (więcej ma tylko kapitan drużyny – Solomon Asanté. 28-latek rozegrał jednak więcej meczów od Bakero), a jego drużyna pobiła rekord USL, wygrywając 20 meczów z rzędu.
W tym samym roku Chicago Fire zapłacili Realowi Salt Lake $85 000 GAM za dziesiąty wybór, ściągając Mo Adamsa z Syracuse, który jako jeden z najmłodszych zawodników w drafcie miał kontrakt Generation Adidas, a oprócz tego status International. Anglik radził sobie jednak naprawdę bardzo dobrze. Jako defensywny pomocnik momentami nawet lepiej od Bastiana Schweinsteigera czy Daxa McCarty’ego. Chicago Fire rzucali go jednak po wypożyczeniach, a kiedy dostał zieloną kartę, oddali go do Atlanty United za $100 000 GAM, a ten strzelił pierwszego gola w MLS w swoim debiucie w nowych barwach. Dodatkowo Chicago Fire wybrali w tym samym roku Diego Camposa (Kostarykanin) czy Elliota Colliera (Nowozelandczyk). Cała czwórka dostała kontrakty MLS, choć klub już wtedy miał spore problemy z limitem dla obcokrajowców.
SuperDraft 2019
Włodarze Fire oddali piąty numer za $100 000 GAM i piętnasty wybór. Andre Shinyashiki trafił do Colorado Rapids i uratował kilka razy skórę kolegom z drużyny. Piętnasty numer również oddali, ale tym razem Minnesocie United za $50 000 GAM, a Chase Gasper jest jednym z podstawowych zmienników na lewej obronie, gdzie Chicago Fire mają ogromne braki. Dopiero z 53. numerem wybrali lewego obrońcę z Ghany – Ebenezera Ackona, z którym oczywiście nie podpisali kontraktu, a 23-latek jest teraz podstawowym zawodnikiem San Antonio FC. Chicago Fire jak zawsze odpuścili walkę o kilku naprawdę dobrych piłkarzy, którzy byliby sporym wzmocnieniem w linii obrony, gdzie braki były i wciąż są najbardziej odczuwalne.
ZAGUBIONY TRENER
Jak widać w Wietrznym Mieście trudno o rozsądne transfery, stawianie na młodzież czy korzystanie z szarych komórek podczas SuperDraftu. Swoje za uszami ma również trener. Początkowo spora grupa próbowała bronić Veljko Paunovicia. W końcu po słabym sezonie 2016, który uznano za przejściowy, w następnym roku Chicago Fire zaczęli w końcu grać na naprawdę przyzwoitym poziomie. Swoje zrobił transfer Nikolicia, Bastiana i Daxa McCarty’ego. Dwaj ostatni stworzyli solidny środek pola, którego do tej pory w Chicago bardzo brakowało. Nemanja Nikolić okazał się lisem pola karnego, strzelając 24 gole w sezonie regularnym (wszystkie z pola karnego). Złoty But dla byłego piłkarza Legii Warszawa to jednak przede wszystkim zasługa Davida Accama i Brandona Vincenta, ktoś w końcu musiał mu dostarczać piłkę. Gra Strażaków nie była idealna, ale niewielu czepiało się trenera, trzecie miejsce w lidze po sezonie regularnym to naprawdę bardzo dobry wynik. Wtedy jeszcze mało kto zwracał uwagę na pierwsze przejawy dziwnych wyborów Veljko Paunovicia. W sezonie 2017 najwięcej kontrowersji budziło sadzanie Accama na ławce. Nieoficjalnie przyczyną były plotki transferowe, łączące go z przenosinami do Europy. Ostatecznie udało się go jednak zatrzymać do końca sezonu tylko po to, żeby oddać go do Philadelphii Union… Paunović nawet w sadzaniu Ghańczyka nie był konsekwentny. Wystarczyło, żeby Strażacy zaczęli przegrywać, a to wbrew pozorom zdarzało się dosyć często i Accam wchodził ratować zespół. Bardzo często zresztą skutecznie. Duet Nikolić & Accam to najlepsze, co mogło się przytrafić Chicago Fire, niestety kontynuacji się nie doczekaliśmy, a potencjał był naprawdę spory.
Pierwsze próby rotowania pozycjami mogliśmy dostrzec już w sezonie 2017, ale mistrzostwo w tym fachu trener osiągnął w kolejnych dwóch latach. Wspomniałam już, że Bastian Schweinsteiger był mocno przepłacony nawet jak na defensywnego pomocnika. Znacznie ciekawiej zaczynało się robić, kiedy Paunović postanowił go przesunąć na środek obrony i grać trójką z tyłu, gdzie bardzo często popełniał katastrofalne błędy. Można byłoby zrobić naprawdę niezłą kompilację zawierającą wszystkie wpadki Bastiana. Szkoleniowiec uparł się jednak na nową rolę doświadczonego już piłkarza, ale cały czas zmieniał również taktykę, która nie przynosiła efektów. W sezonie 2018 Chicago Fire wygrali zaledwie osiem meczów (w tym dwa na wyjeździe) i wszystko wróciło do normy. Komplet punktów zdobywali jedynie wtedy, kiedy do siatki trafił Nikolić lub Katai. 32 punkty w sezonie regularnym i 61 straconych bramek. Oczywiście o play-offach mogli tylko pomarzyć, a na Wschodzie wyprzedzili jedynie Orlando City. Spora w tym wina trenera, który nie potrafił poukładać gry drużyny, którą zaczął tworzyć od podstaw wraz z Nelsonem Rodríguezem. Część zawodników była sprowadzona na wyraźne życzenie szkoleniowca.
W poprzednim sezonie było niewiele lepiej. Veljko Paunović rotował na potęgę, a tylko pojedyncze mecze można było uznać za naprawdę udane. Chicago Fire wygrali zaledwie dwa mecze na wyjeździe. Na początku sierpnia pokonali Houston Dynamo, które było w takim dołku, że po serii porażek zwolnili trenera i w ostatnim meczu sezonu z Orlando City… Nie świadczy to najlepiej o geniuszu serbskiego szkoleniowca. Warto również wspomnieć o licznych zmianach pozycji, które są katastrofalne w skutkach. Bastian został na stałe przesunięty na środek obrony i dobre mecze przeplata słabymi. Przemysław Frankowski grał w tym sezonie na prawym skrzydle, lewym skrzydle, prawej obronie, prawym wahadle, momentami nawet w środku pomocy czy jako dziesiątka. W obliczu braku prawego obrońcy Paunović próbował tam przesunąć Diego Camposa, który definitywnie zmienił już pozycję, Brandt Bronico miał być drugim Mattem Polsterem, ale oba eksperymenty uznano za nie do końca udane i postanowiono na prawą obronę przesunąć środkowego defensora – Johana Kappelhofa. Z braku laku na lewej obronie grał debiutujący w MLS Jeremiah Gutjahr. Co prawda wychowanek Chicago Fire jest nominalnym defensywnym lub środkowym pomocnikiem i na tej pozycji grał z przymusu, ale przynajmniej nazbierał trochę minut w rankingu graczy U-23. Francisco Calvo udowodnił w Minnesocie United, że na środku obrony za bardzo się podpala i znacznie więcej pożytku jest z niego na lewej obronie i pod bramką rywala, ale kiedy do klubu przyszedł 34-letni Jonathan Bornstein, to Calvo został przesunięty na środek obrony. W ostatnich meczach C.J. Sapong z nominalnej dziewiątki awansował na gracza środka pola. Nie wiem, jakim cudem Veljko Paunović jeszcze w tym wszystkim się nie pogubił, ale o awans do play-offów okazał się coraz bardziej odległą wizją. Nikogo nie powinno zatem dziwić, że w końcu postanowiono zwolnić trenera, który miał absolutne poparcie włodarzy i wolną rękę w swoich działaniach. Udowodnił jednak, że ze słabej drużyny jest w stanie zrobić absolutnie fatalną. Żaden z trenerów Chicago Fire nie miał tak niskiej średniej punktów zdobytych na mecz jak Pauno. Można sobie zadawać pytanie, dlaczego Serb dopiero teraz spadł z rowerka, ale kibice mogą się cieszyć, że w ogóle w końcu do tego doszło, bo duet Nelson Rodríguez & Veljko Paunović zdawał się być nierozłączny.
Here’s the reality of it. Nelson Rodriguez and Veljko Paunovic have very little to show for their time in Chicago. The stats are pretty damning. The best they can hope for after Sunday’s match against Orlando is a 1.18 PPG average and one playoff appearance in four years. #cf97 pic.twitter.com/qCvuKMBxDZ
— שӞᵽªᴙǡƿȺࢮתϔ (@TrueMartyParty) September 30, 2019
KIBICE, KTÓRZY CHCĄ NORMALNOŚCI
Słaba gra Chicago Fire w ostatnich latach skutecznie zniechęciła kibiców do przychodzenia na stadion. Frekwencja należy do jednych z najniższych w całej lidze, nic zatem dziwnego, że włodarze próbują coś z tym zrobić. Jednak zapowiadane przez Vlahakisa zmiany mogą doprowadzić do jeszcze gorszej sytuacji. Aktualnie od Strażaków nie odwrócili się tylko najbardziej zagorzali fani, którzy wciąż z sentymentem wspominając stare dobre czasy, a boom na Bastiana już dawno minął. Wyższą frekwencję można odnotować np. podczas meczu z LA Galaxy i to wcale nie ze względu na poziom piłkarski, a osobę Zlatana Ibrahimovicia. W sezonie 2018 na znak protestu przeciwko działaniom zarządu kibice przestali przychodzić na mecze. Stadion świecił pustkami, ale frekwencja tego do końca nie oddaje. Fani przychodzili pod stadion, kupowali bilety, ale nie wchodzili na trybuny i nie wspierali swojej drużyny. Wyglądało to naprawdę tragicznie.
Do normalnych nie należało też rozegranie pożegnalnego meczu Bastiana Schweinsteigera z Bayernem Monachium w najważniejszym momencie sezonu 2018, czyli pod koniec sierpnia… Chicago Fire wyjechali do Europy i przez ponad 20 dni nie rozegrali ani jednego ligowego meczu. A to wszystko w momencie, kiedy reszta bije się o play-offy i raczej nie w głowie im towarzyskie spotkania. Pojawiły się tłumaczenia, że termin ustalono na długo przed rozegraniem spotkania. To prawda, ale od początku istnienia Major League Soccer wiadomo, że właśnie w tym momencie rozstrzygają się losy play-offów. W dodatku dokładny terminarz wszyscy poznają na początku stycznia, łącznie z godzinami meczów. Warto również wspomnieć, że przecież Strażacy chcieli powtórzyć sukces z 2017 roku, jakim był awans do play-offów. Logiczne zatem, że w najważniejszym momencie sezonu postanowiono sobie zrobić wolne. Po powrocie z europejskich wojaży podopieczni Paunovicia wygrali zaledwie jeden mecz, dwa zremisowali i cztery przegrali.
W poprzednim sezonie frekwencja była jeszcze gorsza, choć fani oficjalnie zakończyli protest i wrócili do kibicowania. Nie spowodowało to jednak powrotu na stadion. Średnio na SeatGeek Stadium pojawiało się 12 324 kibiców, co oznacza najgorszą frekwencję w historii klubu. Jak ktoś myśli, że przenosiny na Soldier Field spowodują nagły wzrost kibiców, jakiego spodziewają się włodarze klubu, to chyba naprawdę urwał się z choinki i jest to spory eufemizm.
***
Chicago Fire mają mnóstwo problemów, które piętrzą się w zastraszającym tempie. Kiedy inne kluby obmyślają, jaki detal może przeważyć w odskoczeniu reszcie stawki, włodarze klubu z Illinois zdają się w ogóle nie myśleć. Aktualnie to najgorzej zarządzany klub w lidze. Nie oznacza to jednak, że nie ma dla nich nadziei. Przede wszystkim należy ugasić pożar, który od dawna trawi cały klub. Początkowo ogień się tylko tlił, ale w ostatnim czasie rozprzestrzenił się na wszystkie działania Chicago Fire. Samo ugaszenie niczego jeszcze nie zmieni, ale w Wietrznym Mieście wreszcie zdecydowano się na wpuszczenie świeżego powietrza w skostniałe struktury klubu. O tym, jak Chicago Fire mogą sobie poradzić z uporządkowaniem tego bałaganu i jakie działania już podjęli, będziecie mogli przeczytać w drugiej części.