Uwaga. Ważny komunikat. Jeżeli liczysz na solidny pocisk, to przepraszam cię – nie dzisiaj.
I w tym momencie 60% czytelników właśnie opuściło mój artykuł, ale taka jest brutalna rzeczywistość – Galaxy wygrywają, to nie będę ich wyzywał. Przynajmniej nie tak mocno, jak robiłem to do niedawna. Długo zastanawiałem się, o czym napiszę ten artykuł, ponieważ (i nie przesadzam) nie działo się nic. Kompletnie. Przez prawie cały tydzień pustki, nerwy, stres, obgryzane paznokcie – schemat nie do ogarnięcia. Do czasu, gdy nie nadejdzie weekend, i życie nie wkroczy na zupełnie inną o wiele bardziej barwną i wygodną ścieżkę. Mądry czytający zrozumie, co mam na myśli.
No właśnie i gdy żyłem w pustce, nie wiedząc, o czym pisać skierowałem się do Kasi (pozdrawiamy) i po krótkiej, acz intensywnej konsultacji, czy też jak kto woli burzy mózgów, doszliśmy do wniosku, że postawienie sobie na nowo pytań sprzed dwóch tygodni będzie najlepszym rozwiązaniem (podcast: Co z tym LA?). Tak wiem, że „prawdziwi” eksperci będą pisać, że się nie znam, ale szczerze kto by się tym przejmował. Nie będę oszukiwał was drodzy „prawdziwi” eksperci mam to w głębokim poważaniu i w sumie to tyle.
PS. Nadal podtrzymuje wszystko, co powiedziałem 7 maja 2017 i z niczego się nie wycofam ani nie przyznam do błędu…
Przejdźmy do pytań.
Czy zwolniłbym Onalfo/ Czy zostanie zwolniony?
Ja bym go w ogóle nie zatrudniał i moje zdanie w tym konkretnym aspekcie się nie zmieniło. Początek był słaby i teraz też nie ma szaleństwa – no ludzie szanujmy się, przegrał 3 spotkania u siebie na 6 rozegranych meczów. Dramat i nawet 4 wygrane z rzędu nie zmienią tego stanu rzeczy. Ostatni raz tak źle u siebie The Gals grali w 2012 roku. Wówczas przegrali łącznie 12 razy. Grali paskudnie i wygrali MLS Cup – problem w tym, że limit comebacków i sensacyjnych zwycięzców wyczerpał się już w zeszłym roku na najbliższą dekadę i granie na pół gwizdka nie jest dobrym pomysłem. Co do tematu koncepcji na ten zespół. Pisałem o tym 15 razy i napiszę jeszcze 250, jak będę miał taką wewnętrzną potrzebę – koncepcja zespołu oparta na jednej gwieździe nie ma racji bytu od 60 lat, a może i dłużej. Nie da się grać, mając jednego dobrego piłkarza. Mając dwóch też się nie da. Po prostu nie ma takiej możliwości. Mając 5 dobrych, można o czymś tam myśleć i to też nie na dłuższą metę, bo trofea wygrywa się zespołem. Nie Donem Alessandrinim. Nie budzącym się do życia Gio Dos Santosem, którego nawiasem mówiąc, ze stanu hibernacji wyciąga właśnie Romek. W miarę wyrównany zespół, ale cały, bo to jest właśnie kluczowa kwestia. Teraz moi drodzy wspólnie zastanówmy się nad sensem/koncepcją gry Galaxy. Poprzedni mecz wygrany – genialny mecz Francuza – asysta, nazwijmy to klasyczna i druga nieklasyczna, bo po nabiciu Ramireza, przez co napastnik The Loons zaliczył swojaka. Wygrana z RedBulls: 2 gole, wywalczony karny, remis z Fire: dwie asysty, wygrana z Montrealem: gol, wygrana z Salt Lake: dwie asysty. To jest koncepcja gry? To chyba nawet Pele nie miał takiego wpływu na grę Santosu. To Messi, Ronaldo i wszyscy święci nie odciskają tak dużego piętna na przebieg spotkań własnych drużyn. I ja mam za to kogokolwiek w tym sztabie podziwiać? Litości.
Wracając do drugiego członu pytania. Onalfo nie wyleci, bo dwa razy wygrał, a w Los Angeles nikt nie patrzy, że każdy mecz to męczarnia i karuzela. W tym momencie ma serię i będzie trenował. Być może nawet do końca sezonu. Najprawdopodobniej do kolejnej serii kilku przegranych. Trzeba się jednak przyznać bez bicia, że w podcaście stwierdziliśmy, iż do LA już nie wróci a wróci – chyba że zdecyduje się na dymisję.
Drugim tematem była dyspozycja Gio Dos Santosa.
Jest lepiej, ale to nie jest jeszcze to. Nie chodzi mi wcale o bramki, bo strzelił 4 w tym sezonie, więc tragedii nie ma. Czar pryska, jeżeli spojrzymy na aspekt brania ciężaru gry na siebie. Napisanie, że nie wygląda to dobrze, to drobne kłamstewko. Prawda jest taka, że jest dramatycznie. Nie jest tak aktywny, tak elegancki i szykowny w prowadzeniu gry. Nie wiem, czy nie jest gotowy na bycie liderem, czy nie pasuje do koncepcji. Romain go trochę ożywił, ale to musi działać w dwie strony. Do tanga trzeba dwojga – tak ten świat złożony jest. Więc reasumując na ten moment dalsza dyspozycja Giovanniego to dla mnie jedna wielka niewiadoma.
Większym problemem nadal jest Gyasi. Reprezentant Stanów Zjednoczonych jest najczarniejszą z czarnych owiec. To taka przenośnia, bo nie chodzi mi wcale o kolor skóry. Nie widać go w grze, nie widać go w liczbach. Jest katastrofa. Jeżeli Gyasi się nie otrząśnie i nikogo nie sprowadzą do ataku (nazwijmy to niedrewnianego) to nie widzę tego kolorowo.
Teraz pora na pytanie, kogo mi brakuje.
Czasami mam wrażenie, że kibicom LA nikogo. Wkoło jest wesoło – wygraliśmy dwa mecze z rzędu, Onalfo królu, Ave Onalfo, super jesteśmy najlepsi, srał pies na te 3 przegrane mecze u siebie (?!). #NOT
Jestem chyba starej daty – no w sumie jestem, ale to raczej dobrze. Brakuje praktycznie wszystkiego. Od obstawy bramki (to śmieszne, ale już długo czekamy na solidnego bramkarza – zbyt długo), przez obronę (Steres to nie jest dobry środkowy obrońca, boki też szwankują), osiągając kompletne apogeum w środku pola (Pedro jest ok, ale brakuje ciągu na przód, Jones – przemilczę) i kończąc na ataku. Skupmy się na dwóch ostatnich. Pomoc, czyli marchewkowe pole. O ile z Joao może coś jeszcze będzie, to Jones? Nie sądzę. Chłopak swoje zrobił dla piłki i pewnego poziomu już nie przeskoczy. W środku pola brakuje nie tyle kogoś ruchliwego, typowego silniczka do zapieprzania w tę i we w tę – też, ale takich piłkarzy jest bardzo niewielu. Brakuje kogoś takiego jak Gerrard. Może nie samego Gerrarda, ale człowieka, który potrafi spenetrować jednym podaniem linie obrony przeciwnika, na tyle skutecznie, że wszystkim obrońcom w promieniu trzech kilometrów zaburzą się błędniki. I w każdym meczu te braki bolą Galaxy, jednak cóż zrobić skoro sami sobie taki skład przygotowali.
Atak to już zupełnie inny wymiar absurdu. Robbie Keane był dla mnie w poprzednim roku bardzo, bardzo, bardzo przeciętny, nie był aktywnym piłkarzem, ale dalej był Robbim Keanem. W tym miejscu powinienem zwyzywać Gyasiego, ale ani mnie się nie chce tego pisać dwudziesty piąty raz w tym sezonie, ani wam tym bardziej nie chce się tego czytać.
Ostatnie pytanie na dziś… Co z przyszłością.
„Nie pytaj mnie o jutro, to za tysiąc lat” – rozumiem te słowa jak nigdy wcześniej. Zwalniałem Onalfo, Bóg wie ile razy – może ktoś liczył? Na pewno dużo i co z tego, jak teraz wygrywa. Mogę co najwyżej podejrzewać – nic więcej mi nie pozostało. Z dumą podtrzymuję swoje stanowisko, a brzmi ono następująco: pewnego poziomu nie przeskoczymy, a z Onalfo jeszcze się trochę pomęczymy. Nie czuję, że rymuję.
I to tyle o LA. Jak sami przeczytaliście, nie było to nic porywającego, ale takie tygodnie też się zdarzają. Kolejna część też nie doprowadzi was do wewnętrznej ektazy.
LAFC
Miałem problem i to taki z kategorii tych dużych problemów. Chodzi o napisanie czegoś sensownego w tym miejscu, bo i dalej w las, tym coraz ciszej. W mediach ucichł temat trenerów, inwestycji i nie uwierzycie Chicharito. W poprzednim tygodniu nic nie napisali o „Chicharito w LAFC”. Jestem w szoku i do teraz nie mogę się pozbierać. Do niedzieli czekałem na news, po którego przeczytaniu w moim życiu nic już nie będzie takie samo. News, który zaburzy cały mój dotychczasowy światopogląd, który zmieni bieg historii o 180 stopni. Jak zapewne się domyślacie – nie doczekałem się.
Dowiedziałem się tylko o naborze kibiców do nowo powstałej sekcji North End. Brzmi dumnie. Mile widziani wszyscy czarni, biali, mali, nieco wyżsi, hoolsi, ultrasi, szalikowcy. Jedynym kryterium jest 20$ na mecz, by dostać się na trybunę i stać się metaforycznym 12 zawodnikiem. Piękna historia. Jeżeli czujesz się prawdziwym, rodowitym (żarcik taki, na pewno nie jesteś rdzennym Amerykaninem), czującym potrzebę odziania się w czarno-złotym wojownikiem, to zapłać 20$ i śmiało reprezentuj swoje barwy po słonecznych ulicach Kalifornijskiej metropolii.
(LAFC – za reklamę zapłaćcie dotacją na rozwój strony.
Hajsy przelejcie tutaj: 57 2030 0045 1130 0000 1536 7050
Pozdrawiam, Wiktor)
Serio chciałbym napisać o kolejnych transferach i nowym trenerze, ale nie napiszę, bo działają w konspiracji.
Jakby was interesowała chuliganka w Los Angeles, to niepowstały jeszcze klub będzie wygrywał tę rywalizację. Chłopaki z 3252 w pierwszym tygodniu działalności zrobili więcej ładnych grafek na murach niż Section 121 i The Angel City Brigade od początku XXI w. To smutne serio.
Docieramy do końca naszej podróży po metropolii LA. To tyle. Miłej drugiej połowy tygodnia. Miłego weekendu z MLS, NASL, USL, KSW, NBA, NHL […], polską ekstraklasą itd. I postaramy się coś nagrać z ekipką w ten weekend.
PS. Zapomniałem o czymś sensacyjnym. Ogólnie to za moment kapcie spadną wam z nóg. Czytajcie uważnie, bo spadniecie z krzeseł i to tak lekko. Clement Diop, dla tych którzy nie wiedzą – genialny bramkarz LA Galaxy – został powołany do kadry Senegalu. Dla tych, którzy nie ogarniają afrykańskich reprezentacji, Senegalczycy to nie byle jakie ogórki do ubicia, tylko jedna z silniejszych ekip, która w tegorocznych mistrzostwach Czarnego Lądu odpadła w ćwierćfinale po karnych z przyszłym tryumfatorami. I co zatkało was hejterzy. Dzięki za dziś jeszcze raz. Trzymajcie się.