Los Angeles Galaxy rozprawiło się z Portland, kompletując klasyczną manitę.
Większość kibiców zadawała sobie pytanie, jak LA Galaxy poradzi sobie z naprawdę klasowym przeciwnikiem, na jakiego wyrósł ostatnio zespół Portland Timbers, po serii wysokich zwycięstw drużyny z Miasta Aniołów. To miał być prawdziwy test Burce Areny i bez wątpienia nim był, aczkolwiek chyba nikt nie spodziewał się takiego pogromu Drwali, którzy, pomimo druzgocącego wyniku, zagrali naprawdę przyzwoity mecz na StubHub Center. Warto też zaznaczyć, że Los Galácticos mają nad czym pracować, ponieważ ich gra, szczególnie w pierwszej połowie, nie zachwycała.
Przez pierwsze dziesięć minut byliśmy świadkami dużej przewagi zespołu gości. Podopieczni Portera zakładali pressing już na połowie rywala, co przynosiło pozytywne skutki, a zdezorientowani gospodarze ograniczali się do kontrataku. Niestety tej przewagi nie potrafili wykorzystać, oddając niecelne strzały. To nie był mecz Maximiliano Urrutiego, który zmarnował kilka dogodnych sytuacji do wyprowadzenia drużyny na prowadzenie, a w polu karnym zachowywał się gorzej od przeciętnego juniora na tej samej pozycji, wdając się w bezsensowne dryblingi, podczas kiedy powinien strzelać i strzelając wtedy, kiedy powinien chociażby przełożyć piłkę na swoją lepszą nogę. Jego postawa zdecydowanie osłabiła graczy z Oregonu. Dopiero po kilkunastu minutach Robbie Keane próbował indywidualnie pociągnąć grę swojego zespołu, ale to, co jemu nie wyszło, świetnie zrobił Sebastian Lletget. Najpierw po rajdzie lewą flanką bez większych problemów pokonał bramkarza, a kilka minut później kolejny taki atak zatrzymał we własnym polu karnym Urruti. Oczywiście sfaulował tego młodego gracza LA i sędzia wskazał na rzut karny, który pewnie wykorzystał kapitan The Gals. Piłkarze Portland nadal atakowali i ich gra mogła naprawdę podobać się kibicom, pomimo tego to Los Angeles Galaxy wbiło trzeciego gola Larsenowi Kwarasey’emu. Zdobył go Robbie Rogers, dla którego było to pierwsze trafienie w barwach Los Galácticos i pierwsze od 4 lat w MLS! Trafienie dla tego gracza wyjątkowe, chyba nie muszę mówić dlaczego (dla zainteresowanych: polecam poczytać o akcji #LoveWins w USA). Końcówka należała do Portland Timbers, piłkarze Portera naciskali. Z dobrej strony pokazali się przede wszystkim Powell i Borchers, którzy pod bramką Penedo świetnie się dogadywali, stwarzając realne zagrożenie dla rywala. W pierwszych 45 minutach byliśmy świadkami konsekwentnej gry LA, dzięki której z czterech naprawdę dogodnych sytuacji (w ostatniej Hudisić dwukrotnie próbował trafić do siatki w jednej akcji, po czym oddał futbolówkę Zardersowi, który spudłował z 3 metrów), trzykrotnie trafili do siatki. Przewaga Portland nie dała zawodnikom zbyt wiele, ponieważ piłkarze nie wykorzystali dogodnych sytuacji.
Druga część gry była zdecydowanie bardziej wyrównana. Podopieczni Bruce Areny zdecydowanie lepiej weszli tę połowę, a gra obu zespołów robiła spore wrażenie. Los Galácticos się rozkecali, Ishizaki objechał w środku pola Charę, jak juniora, Lletget nadal czarował. Po kilku minutach gry Darlington Nagbe został złapany w kleszcze przez Husidica i Rogersa, co skończyło się kontuzją barku gracza Drwali, który razem z Valerim kreował najwięcej akcji dla swojej drużyny (ten drugi również potem został zmieniony). Wejście Gastóna Fernándeza zdecydowanie poprawiło grę Portland, to on oddał kilka groźnych strzałów i zanotował dwa ciekawe zagrania do kolegów. Niestety gościom zabrakło sił i pressing nie był już tak widoczny, jak w pierwszej części gry. W 72′ poślizgnięcie się Jewsbury’ego wykorzystał Juninho, podając kapitanowi LA – Robbiemu Keane, który odgrywając ponownie do Juninho, który pokonał bramkarza Portland. 6 min. później byliśmy świadkami dość nieciekawej sytuacji. Dopiero po kilku powtórkach zobaczyliśmy, co tak naprawdę się stało. Kapitan Portland zaatakował Alana Gordona niedaleko pachwiny (podkreślam, że nie było to celowe zagranie), za co ten go popchnął. Sędzia wyrzucił z boiska Liama Ridgewella, a gracza Los Galácticos ukarał żółtą kartką. W samej końcówce meczu dominował już tylko jeden zespół i nie byli to goście. Zardesa zmienił Jose Villarreal, który po zaledwie 5 minutach na boisku wykonywał rzut wolny i przepięknym uderzeniem pokonał bramkarza.
Mecz zakończył się wysoką wygraną LA Galaxy, choć skróty absolutnie nie oddają przebiegu tego spotkania. The Gals nie zachwycali i przez dużą część to zespół Portland Timbers mógł się podobać. Niestety efektowność nie idzie w parze z efektywnością, dlatego komplet punktów trafił do zespołu gospodarzy tego meczu.
LA Galaxy 5:0 Portland Timbers (3:0)
1:0 Sebastian Lletget 13′
2:0 Robbie Keane (karny) 18′
3:0 Robbie Rogers (Robbie Keane) 33′
4:0 Juninho (Robbie Keane) 72′
5:0 Jose Villarreal 88′
Robbie Rogers 65′, Alan Gordon 78′
LA Glaxy: Jaime Penedo – Robbie Rogers, A.J. DeLaGarza, Omar González, Dan Gargan – Baggio Husidic, Sebastian Lletget (Alan Gordon 66′), Juninho (Kenney Walker 76′), Stefan Ishizaki – Gyasi Zardes (Jose Villarreal 83′), Robbie Keane (c)
Ławka rezerwowych: Brian Rowe, Leonardo, Alan Gordon, Rafael Garcia, Kenney Walker, Jose Villarreal, Ignacio Maganto
Trener: Bruce Arena
Portland Timbers: Adam Larsen Kwarasey – Jorge Villafaña, Liam Ridgewell (c), Nat Borchers, Alvas Powell – Jack Jewsbury, Diego Chara – Rodney Wallace (Michael Nanchoff 75′), Diego Valeri (Fanendo Adi 70′), Darlington Nagbe (Gastón Fernández 60′) – Maximiliano Urruti
Ławka rezerwowych: Andrew Weber, Norberto Paparatto, Taylor Peay, Will Johnson, Gastón Fernández, Fanendo Adi, Michael Nanchoff
Trener: Caleb Porter
Sędzia: Ted Unkel Asystenci: Fabio Tovar, Corey Rockwell i Alejandro Mariscal
Stadion: StubHub Center
Widzów: 21 207
STATYSTYKI