Za nami 23. tydzień Major League Soccer. Wszystkie zespoły biorą głęboki oddech przed ostatnią prostą sezonu zasadniczego. Przyszła pora na odświeżenie zespołów i wzmocnienia przed ostateczną rozgrywką o play-offy. W tym tygodniu poznaliśmy nowych zawodników, którzy mają pomóc swoim drużynom w osiągnięciu celów. Pora na konkrety – podsumowanie piłkarskiego weekendu za oceanem.
Sounders strącili Sporting KC z tronu
Na początek 23. tygodnia MLS podali nam danie główne. Mecz na szczycie pomiędzy Seattle Sounders a Sportingiem KC. Lider Konferencji Zachodniej przyjechał na CenturyLink Field z serią 9. meczów bez porażki. Czekała tam na nich drużyna Briana Schmetzera, która traciła do nich trzy punkty i mogła poszczycić się serią 7. meczów bez porażki. Już same te statystyki robiły wrażenie.
Na nieszczęście dla gości, kilka dni wcześniej grali w półfinale U.S. Open Cup (dogrywka + karne), co spowodowało, że Peter Vermes nie mógł wystawić optymalnego składu. Warto jednak zwrócić uwagę na Erika Palmera-Browna, który zastępował Ike’a Oparę i debiutującego Jamesa Musę (dołączył do drużyny kilkadziesiąt godzin wcześniej). Obaj zaprezentowali się z bardzo dobrej strony. Niestety nie wystarczyło to do zatrzymania Seattle Sounders.
Jedyną bramkę w tym meczu zdobył Clint Dempsey. Bramkę o tyle wyjątkową, że było to 50. trafienie Amerykanina w barwach Sounders. Asystę przy tym trafieniu zanotował Jordan Morris – była to pierwsza asysta tego zawodnika od 23 października 2016. Warto również odnotować nowy rekord klubowy: Seattle Sounders nie stracili bramki od 400 minut! Defensywa zaczyna przynosić efekty, co pozwoliło na przerwanie świetnej serii dziewięciu meczów bez porażki Sportingu KC.
Pokaz siły Toronto FC
Początek, a w zasadzie całą pierwszą połowę tego meczu można wymazać z pamięci. Przed 20’ dwóch piłkarzy musiało opuścić boisko z powodu kontuzji. Najpierw Jake Gleeson (zmienił go Jeff Attinella), potem Nick Hagglund (zmienił go Jason Hernandez). Gospodarze dali się „wyszumieć” piłkarzom Caleba Portera, a potem sami przystąpili do ataku. Co ciekawe pomimo dominacji nad Drwalami zdołali oddać tylko jeden celny strzał, przy trzech rywali.
Prawdziwe granie rozpoczęło się w drugiej połowie. Toronto FC potwierdzili swoją wyższość nad rywalem, a strzelanie rozpoczął Justin Morrow. Nie można jednak zapomnieć o fatalnej postawie defensywy Portland Timbers, której nieudolność przyczyniła się do straty wszystkich czterech bramek, a to i tak jeden z najmniejszych wymiarów kary. Obrona, a raczej jej brak, to największa bolączka trenera Portera. W zdecydowanie lepszym humorze do szatni schodził „The Gregfather” – Greg Vanney.
W ostatnich dwudziestu minutach zobaczyliśmy cztery bramki. Pierwszą strzelił Victor Vazquez, jednak najbardziej należy pochwalić tutaj Marky’ego Delgado, który zaliczył asystę drugiego stopnia, a jego podanie do Sebastiana Giovinco można zapętlać kilkukrotnie. Kilka minut później drugie trafienie dołożył Justin Morrow. Dla niego był to wyjątkowy mecz: pierwszy raz w historii ustrzelił dublet.
Delgado➡️Seba➡️VV➡️❤️
Vazquez doubles the advantage at @BMOField#TFCLive | #TORvPOR pic.twitter.com/5vGy2HT9rz
— Toronto FC (@torontofc) 12 sierpnia 2017
Swojego gola strzelił także wspomniany wcześniej Marky Delgado. Ostatnie słowo należało jednak do Diego Valeriego. Przebłysk geniuszu i indywidualne umiejętności pozwoliły zapisać mu się na liście strzelców. Argentyńczyk został tym samym 18. piłkarzem w historii MLS, który wstąpił do klubu 50&50. Ma na swoim koncie dokładnie 50 goli i 50 asyst w sezonie regularnym MLS.
LA na dnie w mule, wygrana NYCFC na StubHub Center
Przed Sigim Schmidem jeszcze bardzo długa i kręta droga, zanim dojdzie do momentu, w którym będzie mógł powiedzieć, że wszystko idzie ku lepszemu, a zespół gra tak, jak on tego oczekuje. Na razie LA Galaxy przegrali kolejny mecz i kolejne punkty w walce o play-offy uciekły. Co z tego, że The Gals oddali 21 strzałów, skoro żaden z nich nie wylądował w siatce Seana Johnsona. Owszem, ten rozegrał fenomenalne zawody, ale to nadal nie usprawiedliwia zawodników ze StubHub Center. Nie wygrali od ośmiu meczów (przed własną publicznością od dziewięciu). Taka sytuacja nie ma prawa napawać optymizmem.
Gra New York City FC nie była powalająca, ale trzeba przyznać, że piłkarze Patricka Vieiry byli bezlitośni, a strzelone przez nich bramki mogły już powalić na kolana. Pierwszą strzelił Jonathan Lewis. Było to premierowe trafienie 20-latka wybranego z #3 SuperDraftu 2017 w Major League Soccer. Jak wchodzić na salony, to z przytupem. Drugiego – równie przepięknego gola strzelił David Villa. Hiszpan ma na swoim koncie już 18 trafień i jest liderem klasyfikacji strzelców. O genialnym występie Johnsona już wspominałam, zawodnik meczu. Absolutnie genialny występ 28-latka między słupkami.
To, co wyprawiał Sean Johnson (NYCFC) pomiędzy słupkami swojej bramki w meczu z LA, było absolutnie niesamowite! ?
Tutaj skrót. ? #MLSpl pic.twitter.com/ZcjU7vqEST— Katarzyna Przepiórka (@pustulkaa) 14 sierpnia 2017
PS: Staramy się nie zamieszczać naszych tweetów w tekstach, ale tylko w tym filmiku są wszystkie interwencje Seana Johnsona z tego meczu.
PPS: Cierpliwość względem Gyasiego Zardesa się wyczerpała. Sigi Schmid stwierdził, że do zwycięstwa zabrakło im środkowego napastnika, a Gyasi Zardes to za mało.
Columbus Crew wygrywają z Fire
Jeżeli Chicago Fire faktycznie chcą się liczyć w walce o mistrzostwo, muszą wreszcie zacząć grać na wyjazdach. Przed własną publicznością wygrali 9 meczów z rzędu, bijąc tym samym klubowy rekord. Na wyjeździe ostatni raz wygrali 18 czerwca z NE Revolution. Potem był remis i trzy porażki, w tym ta z Columbus Crew.
Początek mógł napawać nadzieją, że tym razem będzie inaczej, bo pierwszą bramkę meczu strzelił Michael de Leeuw. Co ciekawe Holender nie strzelił bramki przez cztery miesiące, a teraz zanotował trafienia w ostatnich dwóch meczach z rzędu. Na nieszęście Strażaków już kilka minut później stan rywalizacji wyrównał Kekuta Manneh. W drugiej połowie o wyniku przesądziły trafienia Justina Merama (był to 1000. gol w historii Columbus Crew) oraz Oli Kamary (rzut karny).
Nemanja Nikolić nie strzelił bramki od 2 lipca, notując serię pięciu meczów bez bramki. Zrezygnował także ze startu w dwóch meczach kwalifikacyjnych do MŚ 2018 w barwach Węgier, skupiając się na grze dla Chicago Fire.
Czerwone Byki rozprawiły się z Lwami kotkami
Nie przystoi nazywać Lwami piłkarzy Orlando City. Po tym, co prezentują w ostatnich meczach to raczej niegroźne kotki. Nie wygrali meczu od pięciu spotkań. Ostatni raz zgarnęli komplet punktów 1 lipca (wygrana 1:0 z Realem Salt Lake), przed własną publicznością 1 czerwca (wygrana 2:0 z D.C. United). Poprzestanę na tym, bo naprawdę wygląda to tragicznie.
Tymczasem NY Red Bulls wreszcie złapali wiatr w żagle i przegrana w derbach z NYCFC wcale nie przeszkodziła im w pokonaniu Orlando City. Świetne zawody rozegrał Sean Davis. Strzelił bramkę i zaliczył asystę drugiego stopnia przy trafieniu Bradleya Wrighta-Phillipsa. Co ciekawe Anglik w ostatnich 11 meczach strzelił 10 goli i zajmuje trzecie miejsce w klasyfikacji strzelców (14 goli na koncie).
Jednak z tego meczu z pewnością zapamiętamy sytuację z czerwoną kartką dla Kaki. Brazylijczyk obejrzał ją po tym, jak „brutalnie zaatakował” Collina (byłego kolegę z drużyny). Do rozwiania wątpliwości został użyty VAR, warto obejrzeć całość.
Słynna już na cały świat czerwona kartka dla Kaki za… oglądajcie do końca.
PS. Kaka i Collin są kumplami 😉 Kartka będzie anulowana 100% pic.twitter.com/GjBAQNfYhK— A_Kotleszka ???? (@Adam_Kotleszka) 13 sierpnia 2017
Piatti & Dzemaili – the killing duo
Różnica pomiędzy Philadelphią Union a Montrealem Impact polega na tym, że kanadyjski zespół ma w swoim składzie Ignacio Piattiego i Blerima Dzemailiego, który w starciach z Union strzelił połowę swoich bramek w MLS (3). Podopieczni Jima Curtina mieli swoje okazje, ale na szczęście dla Cabrery i Impact, nie wykorzystali ich. Bramki padły dopiero w drugiej połowie, a raczej jej końcówce. W 69’ pierwsze trafienie zanotował Dzemaili. W doliczonym czasie gry bramkę dołożył jeszcze Ignacio Piatti (rzut karny) i ponownie Blerim Dzemaili. W starciu z Philadelphią Union zadebiutował Samuel Piette, który był jednym z najlepszych zawodników na boisku i w całym tygodniu tych rozgrywek. Nie lubię pozostawiać niedopowiedzeń, więc niech przemówią statystyki: 10 odzyskanych piłek, 6 odbiorów, 2 wybicia, 2 bloki, celność podań na poziomie ~92% (60/65). Tak, takiego piłkarza brakowało Mauro Biello w swojej układance.
Dla Philadelphii Union ten mecz miał jednak zupełnie inny wymiar. Wszyscy związani z The Union oddali hołd zmarłemu Kenny’emu Hansenowi – byłemu prezydentowi ugrupowania kibicowskiego Sons of Ben. 6 sierpnia miał wypadek samochodowy, 11 sierpnia zmarł wskutek nieodwracalnego urazu mózgu. Piłkarze zagrali w czarnych opaskach z inicjałami „KH. Nie zapomnieli o nim także fani, dla których wynik meczu z Montrealem Impact nie był najważniejszą rzeczą tego wieczoru, a piłkarzem meczu był Kenny Hansen.
Dynamo u siebie są wszechmocni
Houston Dynamo nie przegrali przed własną publicznością meczu od początku sezonu, tj. od 12 spotkań. Niewielu może poszczycić się takim osiągnięciem, a już z pewnością niewielu spodziewało się, że w tym gronie będzie właśnie ekipa z Teksasu. W pierwszym składzie po raz pierwszy od 13 maja zagrali razem Alberth Elis i Romell Quioto. Do tej pory, jeżeli razem przebywali na boisku, Houston Dynamo strzelali gola średnio co 29 minut. Średnia chyba została podtrzymana, bo piłkarze SJ Earthquakes musieli wracać do Kalifornii z bagażem trzech trafień.
Alberth Elis zrobił swoje, bo już w 21’ wyprowadził Houston Dynamo na prowadzenie. Rozegrał bardzo dobre zawody. W zasadzie mecz powinien być już rozstrzygnięty na początku drugiej połowy, kiedy Dynamo wywalczyli rzut karny. Andrew Tarbell stanął jednak na wysokości zadania i obronił strzał Ericka Torresa. Ostateczne rozstrzygnięcia nadeszły wraz z pojawieniem się na boisku Vincente Sancheza (78’). W 86’ strzelił gola, w doliczonym czasie gry asystował przy bramce Mauro Manotasa. Prawdziwe wejście smoka.
Wilmer Cabrera postanowił w tym meczu sprawdzić nowego Designated Player – Tomása Martíneza. 22-latek rozegrał 28 minut i może dać tej drużynie wiele dobrego. Po drugiej stronie z ławki wszedł Vako, który był godnym zmiennikiem Jahmira Hyki. Nie zmienia to jednak faktu, że The Quakes nie są w stanie wygrać na wyjeździe od 21 maja – wygrana z FC Dallas. Od tego momentu ciągnie się za nimi seria 5 porażek z rzędu i w kontekście walki o play-offy nie wygląda to najlepiej.
Z pogodą nie wygrasz, z D.C. już tak
Mecz D.C. United miał zostać rozegrany z soboty na niedzielę polskiego czasu. Rozpoczął się punktualnie, ale po niecałych trzydziestu minutach został przerwany. Piłkarze zdążyli zejść z boiska jeszcze zanim nad RFK Stadium rozpętała się nawałnica.
Ostatecznie mecz dokończono następnego dnia o tej samej godzinie. Bezbramkowy remis i dokładnie 62 minuty i 8 sekund grania. Jedyną bramkę w tym spotkaniu strzelił Luis Silva, a Real Salt Lake przedłużył swoją serię bez porażki do sześciu meczów. Kto spodziewał się takiej sytuacji po tak fatalnym starcie tego sezonu? Raczej niewielu.
Gra D.C. United nadal nie zachwyca, ale transfery dają nadzieję na lepsze jutro, a już z pewnością na lepszy następny sezon. Swój debiut od pierwszej minuty zaliczył Paul Arriola, w drugiej połowie na boisku pojawił się także Bruno Miranda. Jeżeli piłkarze Bena Olsena mają zamiar sprawić nam wszystkim jeszcze niespodziankę, muszą zabrać się do roboty już teraz. Na razie jako jedyna drużyna nie przekroczyli jeszcze bariery dwudziestu punktów w tym sezonie, zajmując oczywiście ostatnie miejsce w Konferencji Wschodniej. Dodam, że do NE Revolution (pozycja wyżej) tracą 10 punktów.
Teal Bunbury: as w talii Heapsa
Dotychczas Teal Bunbury nie uchodził za najwybitniejszego piłkarza NE Revolution. Zresztą, nadal nie jest za takiego uznawany, ale jedno trzeba mu oddać: w tym sezonie wykorzystuje szanse od trenera w Heapsa w stu procentach. W meczu z Vancouver Whitecaps jego bramka zapewniła The Revs wygraną. Podobnie było w starciu z LA Galaxy, kiedy ustrzelił dublet na wagę zwycięstwa. W momencie dołączenia do zespołu Krisztiana Nemetha będzie mu bardzo ciężko przebić się do pierwszego składu, ale oddajmy mu chwilę chwały.
„Bunbury jest prawdziwym profesjonalistą. Ze spuszczoną głową przychodzi pracować każdego dnia i właśnie za to wszyscy go kochamy” ~ Jay Heaps, trener NE
Przetrwali huragan, bezbramkowy remis Colorado Rapids z FC Dallas
28 – tyle strzałów oddali gospodarze na bramkę Tima Howarda. Tylko jeden z nich wylądował w bramce… i został anulowany. Tak, drugi raz z rzędu sędzia za pomocą VAR-u anuluje bramkę Maxiego Urrutiego. Do trzech razy sztuka?
Colorado Rapids urwali punkt drużynie z Teksasu, ale piłkarze Pablo Mastroeniego wciąż nie potrafią wygrać w wyjazdowym meczu w tym sezonie: 2 remisy i 8 porażek. W związku z deklaracjami, wedle których Rapids mają walczyć o play-offy, taka seria nie wygląda najlepiej. Trzeba po prostu zacząć wygrywać.
Komplet wyników 23. tygodnia MLS
Seattle Sounders 1:0 Sporting KC (skrót)
Toronto FC 4:1 Portland Timbers (skrót)
D.C. United 0:1 Real Salt Lake (skrót)
Columbus Crew 3:1 Chicago Fire (skrót)
NY Red Bulls 3:1 Orlando City (skrót)
FC Dallas 0:0 Colorado Rapids (skrót)
NE Revolution 1:0 Vancouver Whitecaps (skrót)
Philadelphia Union 0:3 Montreal Impact (skrót)
Houston Dynamo 3:0 SJ Earthquakes (skrót)
LA Galaxy 0:2 New York City FC (skrót)