O Major League Soccer można mówić wiele rzeczy, ale z pewnością nie to, że jest to liga przewidywalna, którą nie interesują się kibice. Idealnie potwierdzi to podsumowanie wydarzeń podczas 9. tygodnia MLS.
Bez sentymentów w meczu na szczycie
Burza w pobliżu Toyota Stadium nie przeszkodziła w rozegraniu najważniejszego meczu w tym tygodniu MLS. Co prawda został on opóźniony o pół godziny, jednak dla polskiego fana, który poświęcił całą noc z niedzieli na sobotę właśnie na zmagania piłkarzy za oceanem, nie miało to większego znaczenia. W tym samym czasie była kulminacja spotkań 9. tygodnia MLS (w pewnym momencie pięć meczów jednocześnie).
Portland Timbers przystąpili do meczu osłabieni m.in. nieobecnością najlepszego gracza – Diego Valeriego. Caleb Porter zdecydował się wystawić w jego miejsce Sebastiana Blanco. Trzeba przyznać, że wyglądało to naprawdę dobrze, na tyle dobrze, że przez większość meczu Drwale dominowali nad piłkarzami Oscara Parejy. Wysoki pressing po stracie piłki spowodował, że gospodarze mieli poważny problem z opuszczeniem własnej połowy.
W 26’ piłkarze Portland Timbers wywalczyli rzut wolny, po dośrodkowaniu Guzmana do piłki wyskoczył Fanendo Adi i wpakował ją do siatki. Nigeryjczyk był pozostawiony w polu karnym samemu sobie, co w przypadku jego umiejętności po prostu nie mogło się skończyć inaczej. Gospodarze do końca pierwszej połowy ograniczali się do kontr, które w większości przypadków bardzo szybko kończył Diego Chara. Harował w obronie jak mało kto, był po prostu wszędzie. Podczas całego meczu zaliczył 19 udanych interwencji, nie popełnił żadnego błędu, a nawet uniknął żółtej kartki, co zdarza mu się bardzo rzadko.
Matchcenter: https://t.co/CNH6chDMWC #RCTID #FCDvPOR pic.twitter.com/gH4D2e1l2K
— Portland Timbers (@TimbersFC) 30 kwietnia 2017
Po zmianie stron mieliśmy już widowisko na najwyższym poziomie. Do akcji wkroczyli piłkarze FC Dallas, tempo znacznie się poprawiło, a obie drużyny dostarczyły nam prawdziwych emocji. Szczególnie w momencie, kiedy Barrios pojawił się murawie. Bez wątpienia była to kluczowa zmiana. Niesamowicie ożywił grę Byków z Texasu. W 61’ z obroną gości zabawił się ich stary znajomy, czyli Maxi Urruti. Swój taniec zakończył przepięknym uderzeniem i mieliśmy remis. Bezbarwny występ Darlingtona Nagbe odbił się nieco na grze Portland, co było szczególnie widać w drugiej połowie. Na kolejną bramkę nie musieliśmy wcale długo czekać.
Mecz rozkręcił się nam na dobre i dziesięć minut później Jesse Gonzaleza pokonał Sebastian Blanco, zdobywając tym samym swojego pierwszego gola w barwach Portland Timbers. Warto jednak zwrócić uwagę na to, jak ta bramka padła i co wcześniej zrobił Fanendo Adi na lewej stronie boiska, a potem Alvas Powell i Darren Mattocks na prawej. Obrona wyprowadzone w pole, podobnie jak kilka minut później zrobił to Hernan Grana, który zapuścił się prawą flanką pod pole karne Drwali i perfekcyjnie dośrodkował w pole karne, gdzie na piłkę czekał już Tesho Akindele. W 80’ mieliśmy remis, a defensorzy kręcili głowami niczym krętogłów, zastanawiając się, skąd się tam wziął Akindele.
Podobno w MLS nie ma obrony i dobrych bramkarzy. Oto interwencja rezerwowego goalkeepera Portland Timbers w końcówce meczu. Ośmielę się stwierdzić, że na wagę remisu. Po tej paradzie Jeffa Attinelli Timbers wyprowadzili jeszcze kontrę, ale tam już czekał na nich Matt Hedges, który zablokował wrzutkę Mattocksa. Ten sam Hedges, który przed tym meczem miał 258 przechwytów na swoim koncie – najwięcej w MLS od 2015 roku.
No. 1️⃣ came up BIG late in #FCDvPOR. #RCTID pic.twitter.com/tKqNKan24J
— Portland Timbers (@TimbersFC) 30 kwietnia 2017
My name is Seattle Sounders REMONTADA
Jednym z najbardziej zaskakujących meczów tego tygodnia było starcie Seattle Sounders z NE Revolution. I nie chodzi o to, że nie spełnił pokładanych w nim nadziei, a o same boiskowe wydarzenia. W poprzednim tygodniu obecni mistrzowie bez większego wysiłku pokonali na wyjeździe LA Galaxy, by po pierwszej połowie przegrywać 0:2 z The Revs, a potem 0:3. Może i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie całkowita dominacja Sounders nad rywalem, którego miażdżyli w każdym możliwym elemencie gry poza tym najważniejszym – liczbą zdobytych bramek. Czyżby karma?
Tydzień temu 3-0, dzisiaj już 0-3. Karma to suka…
— MLS Polska (@MlsPolska) 30 kwietnia 2017
Naprawdę mało kto spodziewał się, że Seattle Sounders odrobi straty. Juan Agudelo bezbłędnie wykorzystał nieliczne szanse, a gospodarze przy ponad czterdziestotysięcznej publiczności nie byli w stanie pokonać Croppera. Myślę, że ten obrazek najlepiej odda to, co się działo na CenturyLink Field. Poziom pecha wyczerpany do końca sezonu zasadniczego? Zobaczymy.
Alonso with a nice volley that strikes the crossbar. #SEAvNE pic.twitter.com/WG5eKTxwW5
— Total MLS (@TotalMLS) 30 kwietnia 2017
Dopiero 15 minut przed końcowym gwizdkiem sędziego piłkarze Briana Schmetzera wzięli się do roboty. W końcu dramaturgia i emocje kupują kibiców w najlepszy możliwy sposób. No może poza dobrymi wynikami. A tych, jak się okazało nie brakuje. Z 0:3 do 3:3? Jak widać dla Seattle Sounders niemożliwe nie istnieje. 15 minut i trzy gole. To się nazywa powrót, to się nazywa remontada! Nicolás Lodeiro, Will Bruin i Osvaldo Alonso, kapitan z krwi i kości, który za te barwy oddałby wszystko. Jednym słowem, działo się!
Twierdza nie do zdobycia
Orlando City Stadium, czyli stadion, który nie poznał jeszcze smaku porażki, ba! nie wie nawet, jak to jest stracić punkty. Po czterech meczach przyszła pora na starcie z Colorado Rapids. Najlepsza drużyna Wschodu kontra najgorsza Zachodu, a rozjemcą tego pojedynku polski sędzia – Robert Sibiga. Po pierwszej połowie bezbramkowy remis i wydawało się, że możemy być świadkami niespodzianki.
Nic bardziej mylnego. Po zmianie stron na boisku pojawił się Carlos Rivas i Kaka, dla którego był to pierwszy występ po tym, jak 5 marca w meczu z NYCFC musiał opuścić murawę z powodu kontuzji. Pierwszy z nich oddał atomowy strzał na bramkę Zaca McMatha, drugi przypieczętował zwycięstwo Orlando City w doliczonym czasie gry. Jednak najpiękniejszym obrazkiem tego meczu była oczywiście radość Kaki z fanami.
Hammering the nail in the coffin. ? #VamosOrlando pic.twitter.com/Ovfag1wPuM
— Orlando City SC (@OrlandoCitySC) 30 kwietnia 2017
MLS młodymi stoi!
Nadal pojawiają się opinie, że MLS to liga dla emerytów. Jeżeli znajdziecie takiego delikwenta, to pokażcie mu mecz Toronto FC z Houston Dynamo lub Columbus Crew z New York City FC, z naciskiem na ten drugi. Najprawdopodobniej Was przeprosi.
W pierwszym meczu 9. tygodnia MLS widzieliśmy przepiękną bramkę Jozy’ego Altidore (a nawet dwie), ale przede wszystkim fantastyczną postawę dwóch młodych piłkarzy: Raheema Edwardsa (asysta) i Marco Delgado (asysta drugiego stopnia). Obaj mieli imponujące statystyki, szczególnie Edwards, ale dużo ważniejsza była inteligencja tych zawodników. Obaj wiedzieli co zrobić, gdzie w danym momencie znaleźć się na boisku, gdzie zagrać piłkę. Ich sposób poruszania się na boisku, szczególnie Marco Delgado, dla którego był to drugi naprawdę fantastyczny występ z rzędu. Tych chłopaków warto obserwować, obaj mają po 21 lat.
Nie gorzej było na MAPFRE Stadium, gdzie Columbus Crew podejmowali New York City FC. No Villa? No Pirlo? No problem! Inaczej nie da się podsumować tego spotkania. Podopieczni Patricka Vieiry wyszli na to spotkanie bez swoich największych gwiazd. Błyszczały za to dwie inne gwiazdy: 19-letni Yangel Herrera i 20-letni Jack Harrison. To, co ci dwaj zawodnicy wyprawiali, spowodowało, że można zapomnieć o fatalnej postawie w obronie pana Alexandra Callensa, który sprezentował gola Oli Kamarze. Ostatecznie mecz zakończył się wynikiem 3:2 dla gości, a wszystko za sprawą dwóch jegomości wymienionych wcześniej. Jack Harrison zdobył dwie bramki i został wybrany zawodnikiem 9. tygodnia MLS, a Yangel Herrera bramkę i asystę. Kolejne dwa nazwiska do zapamiętania. O ile Harrison to jedynka ubiegłorocznego SuperDraftu, o tyle Herrera to młody zawodnik wypożyczony z Manchesteru City. Zobaczymy, jak będzie radził sobie w kolejnych spotkaniach.
Dax McCarty party
To było spotkanie należące do Daxa. Uwielbiany przez kibiców NY Red Bulls kapitan, serce i płuca drużyny został wymieniony za 400 tysięcy general allocation money i trafił do Chicago Fire. W ten weekend przyszła pora wrócić na stare śmieci, ale już z nową drużyną. Przed samym meczem wymiana uścisków ze znajomymi, ale podczas meczu walka na 100%. Z tego właśnie znany jest Dax McCarty. To on skradł show swoim kolegom w fenomenalny sposób asysytując przy bramce Nikolicia, temu zostało po prostu wpakować piłkę do siatki. Ostatecznie Chicago Fire przegrało wyjazdowy mecz z NY Red Bulls 1:2. Po ostatnim gwizdku sędziego Dax został na Red Bull Arena do samego końca, rozdając autografy i robiąc sobie zdjęcia z fanami. Tak, ten wieczór należał zdecydowanie do niego.
Żelazna defensywa
Przynajmniej raz w tygodniu słyszę lub czytam, że w Major League Soccer nie ma dobrych obrońców i bramkarzy. W takim razie polecam przyjrzeć się grze Sportingu Kansas City. Między słupkami fenomenalnie prezentuje się Tim Melia: 8 meczów, 5 czystych kont i tylko 3 wpuszczone bramki. No dobrze, to był bramkarz, a jak funkcjonuje obrona? W meczu z Realem Salt Lake gospodarze wygrali 3:0, a na Children’s Mercy Park Sporting KC nie przegrał od 11 miesięcy. Wracając do samego starcia z Royals, obrońcy gospodarzy nie popełnili nawet jednego błędu! Seth Sinovic, Matt Besler, Ike Opara, Graham Zusi – razem zanotowali 55 udanych interwencji. To są liczby, które robią wrażenie i pokazują, że beznadziejni obrońcy w MLS to niesłusznie utrwalane stereotypy.
Nikogo zatem nie powinno dziwić, że przeciętny w tym sezonie Real Salt Lake miał ogromne problemy ze sforsowaniem defensywy podopiecznych Petera Vermesa. Nie był to czysty mecz, a sędzia Jose Carlos Rivero raz po raz wyciągał żółty kartonik ze swojej kieszeni. Ostatecznie skończyło się na pewnym zwycięstwie Sportingu KC, po bramkach Feilhabera, Dwyera i Fernandesa, a w czołówce Konferencji Zachodniej robi się coraz większy ścisk.
Posiadanie piłki to nie wszystko, 25,8% > 74,2%
Raczej niewielu spodziewało się wygranej DC United w wyjazdowym starciu z Atlantą United. Na trybunach zasiadło ponad 46 tysięcy fanów, którzy musieli oglądać perfekcyjnego Billa Hamida między słupkami i do bólu skutecznych piłkarzy Bena Olsena. Nie mieli największego posiadania piłki, ba! można powiedzieć, że wręcz tragiczne, a mimo to wygrali 3:1. I są drużyną, która od 2010 roku wygrała mecz z najmniejszym posiadaniem piłki. Warto jeszcze wspomnieć o świetnej bramce Luciano Acosty, który wracając po kontuzji, rozegrał fenomenalne 65 minut (2 celne strzały, gol, asysta, 3 kluczowe podania, 7 udanych dryblingów, 3 razy faulowany). Wydaje się, że do gry na dobre wrócił Sebastien Le Toux. Francuz w poprzednim tygodniu zaliczył 200. występ w MLS, który przypieczętował bramką na wyjeździe. W starciu z Atlantą United zdobył kolejnego gola i jest to jego trzecie trafienie w ostatnich 9 meczach, po bezbramkowej serii w 22 meczach. DC rozkręca się z każdy meczem, a Atlanta pomimo dużego potencjału popada w coraz większe tarapaty.
So Sunday was fun ?
Relive #DCU’s first road win of the season! ➡️ https://t.co/SbQzVZuXuO pic.twitter.com/vDFC2GEyuO
— D.C. United (@dcunited) 2 maja 2017
Zapamiętamy kibiców i bramki
Z mini derbów Kanady zapamiętamy… przepiękne bramki i kibiców. Poza tym nie był to mecz najprzyjemniejszy dla oka fana piłki nożnej. Ozdobą meczu bez wątpienia było trafienie Marco Donadela i Andrewa Jacobsona, który do gola dołożył asystę i to dało prowadzenie Vancouver Whitecaps. Dla gości ten mecz może być przełomowym. Wygrali pierwsze starcie na wyjeździe, w dodatku z kanadyjskim rywalem. Takie mecze budują. Zdecydowanie gorzej ma się sytuacja Impact, którzy nie dość, że przegrali, to z powodu kontuzji stracili Matteo Mancosu (6-8 tygodni przerwy), wchodzący za niego Anthony Jackson-Hamel również musiał opuścić boisko z powodu urazu. Nie jest to spotkanie, o którym będziemy mówić tygodniami. Zdecydowanie nie.
Sięgamy dna mułu
Jeżeli od oglądania słabych meczów można dostać raka, to nie polecam włączania spotkań z udziałem LA Galaxy. Spokojnie, jak coś w ich grze ruszy do przodu, damy Wam z Wiktorem znać. Na razie jest to dno, muł i wodorosty. Od poprzedniego tygodnia nie zmieniło się nic, a w zasadzie zmieniło: jest jeszcze gorzej, bo podopieczni Curta Onalfo mogą się cieszyć z… bezbramkowego remisu w Philadelphią Union. Tak, to prawda. Środek pola Union nie wyglądał wcale tak tragicznie. Dodam jeszcze, że LA Galaxy nie zdobyli bramki przed własną publicznością od 196 minut, a trener mówi, że tak naprawdę grali dobrze, lepiej od rywala i zasługiwali na komplet punktów. Cóż panie Onalfo, nie.
Oto najciekawsza sytuacja tego meczu (poza kłótniami z sędzią): podwójny słupek Joao Pedro. Naprawdę.
Two Post alert! Siren Emoji! Siren Emoji! pic.twitter.com/l3gWS12O4a
— Total MLS (@TotalMLS) 30 kwietnia 2017
Bez historii
Minnesota United nie była w stanie powtórzyć wyczynu sprzed tygodnia, kiedy to pokonała Colorado Rapids i zachowała pierwsze czyste konto w MLS. Była za to w stanie utrzymać się w tabeli wyżej od LA Galaxy i stracić mniej bramek niż zazwyczaj, bo tylko jedną. W meczu z SJ Earthquakes przegrali po bramce Floriana Jungwirtha. Drużyna z Kalifornii dominowała w tym spotkaniu, ale do samego końca nie było pewne, czy utrzyma wynik dający jej pierwsze wyjazdowe zwycięstwo w tym sezonie. Udało się i to w zasadzie jedyna rzecz, którą warto odnotować.
Komplet wyników 9. tygodnia MLS
Toronto FC 2:0 Houston Dynamo (skrót)
Montreal Impact 1:2 Vancouver Whitecaps (skrót)
Orlando City 2:0 Colorado Rapids (skrót)
NY Red Bulls 2:1 Chicago Fire (skrót)
Columbus Crew 2:3 New York City FC (skrót)
FC Dallas 2:2 Portland Timbers (skrót)
Minnesota United 0:1 SJ Earthquakes (skrót)
Sporting KC 3:0 Real Salt Lake (skrót)
Seattle Sounders 3:3 NE Revolution (skrót)
LA Galaxy 0:0 Philadelphia Union (skrót)
Atlanta United 1:3 DC United (skrót)